Miesięcznik Poznaj Świat
Numer 2014-05-01

Artykuł opublikowany w numerze 05.2014 na stronie nr. 10.

Tekst i zdjęcia: Aleksandra Roycewicz,

Marzenie z końca świata


Wulkaniczne wzniesienia z wyrzeźbionymi przez naturę bazaltowymi grzbietami wyrastają prosto z oceanu. Czasem ich szczyty nikną w białych obłokach. Zbocza górskie kończące się zacisznymi zatokami pokrywają tropikalne lasy o intensywnie soczystej zieleni. Wąwozy wypełniają potoki spadające z progów skalnych. Markizy to wyspy marzeń.

Dostępny PDF
W wersji PDF artykuł jest wyświetlany dokładnie tak jak został wydrukowany. Czytaj w PDF

Ze wzgórz rozciągają się malownicze panoramy lasów palmowych. Dopełniają je bananowce z ogromnymi kiściami złocących się owoców, mango o barwach zielono-żółto-pomarańczowych, awokado w tonacji głębokiej zieleni, żółte papaje i pomelo, pomarańcze, a przede wszystkim drzewa chlebowe z ogromnymi owocami, które królują na co dzień w kuchni polinezyjskiej. Kwiaty hibiskusa, aromatyczne odmiany gardenii (tiare), frangipani, ylang-ylang, jaśminów, wanilii oraz specyficzna woń kopry tworzą niepowtarzalny zapach tropikalnej dżungli.

 

MARKIZY SŁONECZNE?

Nad tropikalną zielenią Markizów dominują strzeliste górskie granie, których szczyty kryją się w chmurach.

 

PRZEZ WODY POLINEZJI

 

Jesteśmy na Tahiti w Papeete – stolicy Francuskiej Polinezji. Przed nami ogromny port z rozległym nabrzeżem. Ruch na wodzie, od małych, tradycyjnych łódek z pływakiem z jednej strony do różnego typu statków handlowych. Obok nowoczesny dworzec morski, skąd wypływają statki i promy w różne strony świata. W zasięgu wzroku maluje się górzysta wyspa Moorea osadzona w błękitnym Pacyfiku. Wodzimy wzrokiem po nabrzeżu. Z głębokiej dali wyłania się sylwetka statku handlowo-pasażerskiego. To „Aranui”, który zabierze nas do legendarnego raju, archipelagu Markizów położonego 1400 km od Tahiti.
Tylko ta jednostka morska, co około 2-3 tygodnie (16 rejsów rocznie), łączy Markizy ze światem, przywożąc niezbędne do życia towary do mało zamieszkanych wysp. Wolne miejsce w ładowni wypełni po drodze workami kopry i owocami noni. Przy wejściu na statek wita nas załoga, obdarowując naszyjnikami z tiare. Słodki, egzotyczny zapach kwiatów wprowadza nas w błogi nastrój. Odpływamy! Z jednej strony powoli niknie gwar ulicy przyportowej, z drugiej zaś chowa się za linię horyzontu Moorea. Jesteśmy na Pacyfiku, w miejscu najbardziej oddalonym od wszystkich kontynentów.
Pierwszy postój na trasie to Fakarava z archipelagu Tuamotu – wyspa czarnych pereł. Do Markizów jeszcze daleko, ale dostarczenie towaru jest niezbędne. Przed nami najrozleglejszy atol rejonu, z mieniącą się w słońcu szmaragdową wodą usianą farmami ogromnych ostryg, w których rodzą się czarne perły. Lądujemy na koralowym białym piasku. Wita nas przezroczysta woda laguny, odsłaniając świat ryb tropikalnych.

 

TAKI TIKI

Jedno z nielicznych zachowanych miejsc kultu z kamiennymi posągami boga Tiki, na wyspie Hiva Oa.

REJS ROMANTYCZNO-PRAKTYCZNY

Handlowo-pasażerski statek „Aranui” umożliwia dotarcie na Markizy turystom. Zaopatruje też wyspy w niezbędne towary i wywozi z nich koprę oraz owoce.

BEZKRESNE NIEBO…

…czyli w języku tuamotu – Rangiroa. To wyspa w archipelagu Tuamotu, słynąca z hodowli czarnych pereł.


Wracamy do „Aranui”, aby kontynuować podróż na Markizy. Wolne chwile spędzamy przy akompaniamencie hipnotycznych, polinezyjskich rytmów wydobywających się z ukulele. Za moment powinniśmy zobaczyć pierwszą wyspę archipelagu. I rzeczywiście, na horyzoncie wyłaniają się strzeliste iglice. To Ua Pou, zwana Wyspą Katedralną. Część gór tonie w chmurach (najwyższy szczyt ma 1232 m n.p.m.). Statek kotwiczy z dala od brzegu, cargo dowożą specjalne łodzie. Tubylcy gromadzą się w miejscu wyładunku. Dla nich to wielkie wydarzenie. Ruch, zamieszanie, radosne, uśmiechnięte twarze, przyjazne gesty. Dzieci o urodziwych buziach zbierają się w pobliżu turystów. Po chwili dochodzą dźwięki gitar i bębnów. Przed nami kolorowy powitalny taniec w wykonaniu mieszkanek Ua-Pou, przepełniony niezwykłą miękkością ruchów i naturalnością.
To nie jedyna niespodzianka. W pobliskiej restauracji czekają na nas bogato zastawione stoły ze specjałami kuchni Markizów. Dania z owoców chlebowych, mięso kozie przyprawiane na sposób polinezyjski, langusty, surowa ryba marynowana w soku limonki i moczona w mleku kokosowym… A na deser słodkie czerwone banany.
Miejscowa przyroda jest bardzo przyjazna człowiekowi. Karmi go cały rok owocami. Palmy dostarczają mleko kokosowe i miąższ. Wysuszony, zwany koprą, jest cennym towarem zabieranym w świat do dalszej przeróbki. Stanowi podstawowy dochód Markizów. Wanilia i owoce noni o właściwościach terapeutycznych są także istotnym elementem ekonomii. Zieloną dietę uzupełniają prosiaki, kozy i drób, a przede wszystkim ryby prosto z oceanu, łowione tradycyjnymi pirogami. Zwierzęta domowe i niektóre owoce przywieźli Europejczycy, a razem z nimi niestety szczury, komary i niewidoczne muszki nonos, które tną skórę nieubłaganie. Bąble po ukąszeniach wymagają ponad dwutygodniowej kuracji (całe szczęście, muszki występują tylko w niektórych miejscach). Za to sprowadzone z Chile konie ułatwiają poruszanie się w warunkach górskich.
A dach nad głową? Może być i palma, jeśli deszcz nie pada. Najczęściej są to bardzo proste, niskie domki, w większości budowane już z materiałów cywilizowanego świata. Ściśle wkomponowane w krajobraz wyspy, ukryte wśród drzew i bujnej roślinności przepojonej zapachami tiare, ylang-ylang i drzewa sandałowego, dają poczucie spokoju i zadowolenia. Czy czegoś więcej trzeba?

 

PEJZAŻ Z ŁODZIĄ

Tradycyjna łódka rybacka, używana przez tubylców do dziś.

REFLEKSJA POSTIMPRESJONISTY

Grób Paula Gauguina. Malarz był zauroczony Polinezją. Tu powstał jego słynny obraz „Skąd przybywamy? Kim jesteśmy? Dokąd idziemy?”.

KATEDRA W CHMURACH

Ua Pou (Wyspa Kolumn) z majestatycznymi skalnymi filarami zainspirowała Jacquesa Brela do skomponowania utworu „La Cathedralle”.

 

OAZA PIĘKNODUCHÓW

 

Następnego dnia dobijamy do Nuku Hiva. Wpływamy do spektakularnej zatoki ze skalnym amfiteatrem zdominowanym przez strzeliste klify. Zwiedzamy jedne z najważniejszych śladów archeologicznych z kamiennymi bożkami Tiki, pozostałościami zabudowań i rytualnych miejsc. Tutaj ledwo uszedł z życiem Herman Melville, autor „Moby Dicka”. Powabne dziewczęta zamieszkujące wyspy spowodowały, że Melville uciekł z wielorybniczego statku i wpadł w ręce ludożerców. Swoją przygodę opisuje w powieści „Taipi”.
Markizy odkryli Hiszpanie pod koniec XVI w. Dwieście lat później dotarli tu misjonarze. Natomiast Francuzi osiedlili się w połowie XIX w. Wtedy to narodził się mit ziemskiego raju i wiecznej szczęśliwości. Egzotyczne, rytmiczne niczym głos morza nazwy wysp pobudzały wyobraźnię Europejczyków decydujących się na podróż na koniec świata. Odwiedzali je awanturnicy, pisarze, malarze, kompozytorzy, ludzie filmu. I zakochiwali się w bujnie zielonych, wysokich wyspach ze szczytami w chmurach, z plażami z czarnego bazaltowego i koralowego piasku.
Zmęczeni zasiadamy do lunchu. Zajadamy się prosiakiem po polinezyjsku, pieczonym w podziemnym piecu. Ale czas na powrót do „Aranui”. Tym razem kierunek: Hiva Oa, wyspa postimpresjonisty Paula Gauguina oraz kompozytora i piosenkarza Jacquesa Brela. Niekończące się opowieści o raju na ziemi skłoniły do przyjazdu na Markizy malarza, który szukał nieskażonych miejsc, dziewiczej natury i bezinteresownych przyjaźni. Chciał uciec od cywilizacji i wszystkiego, co jest konwencjonalne i sztuczne. Zafascynowany tropikiem i pięknymi, skąpo odzianymi dziewczętami rozsławiał ich urodę swoim malarstwem. Jeden z obrazów zatytułował „Ziemski Raj”. Tu powstały jego najcenniejsze prace i to tu, na wyspie Hiva Oa, skończył życie w 1903 roku. Jego dzieła (niestety tylko kopie) można oglądać w muzeum na wyspie.
Na tej samej wyspie odszedł wielbiony przez miliony belgijski piosenkarz i kompozytor Jacques Brel (1978 r.). Jego talent pozostaje w piosenkach, które towarzyszą zwiedzającym pawilon jemu poświęcony. W centrum ekspozycji wisi samolot Brela, cessna, którą poruszał się między wyspami. Zauroczony pięknem Markizów skomponował jedną z najbardziej znanych piosenek „La Cathedralle”. Inspiracją był niezwykły krajobraz wyspy Ua Pou.
Gauguin i Brel spędzili ostatnie lata życia na Hiva Oa i obaj leżą niedaleko siebie na cmentarzu, na wzgórzu z pięknym widokiem na zatokę, w osadzie Atuana.

 

ŻYCIE POD PALMAMI

Tak mieszkają niektórzy tubylcy na wyspie Nuku Hiva.

Fatu Hiva, przygotowanie kory do wykonania tapa – tradycyjnej „tkaniny”.

POWRÓT DO ŹRÓDEŁ

 

Stara cywilizacja niemal znikła z wysp za sprawą chorób przywiezionych przez odkrywców, alkoholu i działalności misjonarskiej. Francuska administracja kolonialna od połowy XIX w. wespół z klerem likwidowała stare wierzenia i obyczaje. A tych doświadczył John Harris – misjonarz, któremu przywódca szczepu zostawił żonę z instrukcją traktowania jej jak własną. Misjonarz następnego dnia uciekł z wyspy.
Znaleziska archeologiczne, jedne z nielicznych dawnych miejsc kultu na Hiva Oa, przypominają kwitnącą niegdyś tutejszą cywilizację. Teraz czeka nas podróż skalistą drogą otoczoną tropikalnym lasem do odległej miejscowości Puamau i ruin osady prehistorycznej, gdzie znajduje się najwyższa rzeźba bożka Tiki (2,43 m), ustępująca tylko rzeźbom z Wyspy Wielkanocnej.
Potem kolej na wyspę Fatu Hiva, centrum kulturalne Markizów, które kusi pamiątkowymi zakupami. Dzisiaj na nowo odżywają stare tradycje i obyczaje. Organizowany co cztery lata Festiwal Kultury i Sztuki na Nuku Hiva odradza stare wierzenia i obrzędy. Polinezyjska prehistoria przeżywa kulturalną odnowę. Odkrywane są ponownie tradycyjne tańce. Taniec ptaków i inne jego formy zwane hakamanu wykonywane są przez kobiety, a taniec świń jest popisem mężczyzn. Powracają ukulele, przypominają się oryginalne pieśni, a bębny pahua odtwarzają specyficzne rytmy. Rozwija się rzemiosło artystyczne, nieco odrębne na poszczególnych wyspach: rzeźba w kości, drewnie, kamieniu, skorupie owoców kokosowych i wyroby ze skóry.
Liczne ozdoby na głowę, wianki kwiatowe, naszyjniki ze świeżych owoców miejscowych drzew ponownie zdobią dziewczęta. Mężczyźni tatuują twarze i fragmenty ciała, wracając do wielowiekowej tradycji swych przodków. Dla celów turystycznych wyrabia się tapa (tradycyjny materiał z płatów kory ubijany kamiennym tłuczkiem do momentu pożądanej elastyczności, zdobiony naturalnymi barwnikami z zachowaniem tradycyjnych wzorów).
Płyniemy na wyspę Tahuata. To tutaj pierwsi osadnicy francuscy znaleźli miejsce do życia. Nic dziwnego – aromatyczne kwiaty, bujna roślinność, tańczące kobiety, przyjaźni tubylcy i muzyka urzekły białych przybyszów. Wkrótce zjawili się misjonarze. Pozostawili po sobie największy kościół na Markizach, wypełniony wspaniałymi rzeźbami wykonanymi przez lokalne talenty.
Wyspa Ua Huka raduje nasze oczy widokiem na Pacyfik z najwyższego szczytu. Czeka nas tu także lekcja botaniki w jedynym na Markizach ogrodzie botanicznym. A potem kurs na Nuku Hiva i Ua Pou, aby „Aranui” mógł dokonać przeładunku towarów, a my pożegnać się z Markizami w czasie ostatnich spacerów. I opuszczamy legendarny archipelag.
Markizy dzięki geograficznemu odosobnieniu przetrwały w swoim naturalnym, nieskażonym przez cywilizację stanie. Zachowała się niezwykła tropikalna flora i fauna wraz z endemicznymi gatunkami. Dalekie od kontynentów, trudno dostępne nawet od strony morza, zachowały swoją autentyczność. Nie dotknęła ich globalna ekonomia. Nie ma portów i nabrzeży, mało jest dróg, niewiele samochodów i niewielu odwiedzających. Spośród 20 wysp archipelagu tylko 6 jest zamieszkanych. Życie jest spokojne, zgodne z rytmem przyrody. Żyjący z dala od zgiełkliwego świata tubylcy są spontaniczni, radośni i łagodni. Czar Markizów i atmosfera egzotyki zostanie na zawsze w naszej pamięci. A mit rajskich wysp będzie trwał nieprzerwanie.