Miesięcznik Poznaj Świat
Numer 2016-09-01

Artykuł opublikowany w numerze 09.2016 na stronie nr. 92.

Tekst i zdjęcia: Maria Anuszkiewicz, Wiktor Miliszewski,

Galimatias na Żuławach


Jako pierwsze w rejs wypłynęły same panie. Sześć dziennikarek z zaprzyjaźnionego Radia Gdańsk postanowiło zmierzyć się z wodami Pętli Żuławskiej. Przez kilka dni przemierzały mało jeszcze znany w Polsce szlak. W kolejny odcinek trasy tym samym houseboatem popłynęli ich redakcyjni koledzy. Relacje na żywo z tych podróży ukazują się co roku na antenie oraz na stronie internetowej radia.

Mimo niewielkiej ilości miejsca na „Galimatiasie” (taka nazwa naszej łódki) byłyśmy zachwycone, jak tu wszystko dobrze urządzone. Łóżko robi się ze stołu, jest nawet łazienka, nie mówiąc o kuchence czy lodówce... Wodna wędrówka rozpoczęła się w bardzo malowniczym i zacisznym miejscu. Wypłynęłyśmy z Żuławek – małej przystani w niewielkiej miejscowości koło Nowego Dworu w województwie pomorskim. Ster od razu przejęła Basia Kopaczewska – radiowa realizatorka.

Dostępny PDF
W wersji PDF artykuł jest wyświetlany dokładnie tak jak został wydrukowany. Czytaj w PDF

 

ELBLĄG WITA!

Odnowione budowle hydrotechniczne w Elblągu robią wrażenie. Podobnie jak samo miasto, które jeszcze długo po wojnie pozostawało zburzone całymi kwartałami, a teraz wygląda na bardzo zadbane.

CIEKAWIE POD MOSTEM

Powstały w 1857 r. sześcioprzęsłowy most kolejowy w Tczewie był w tamtym czasie najdłuższym mostem w Europie (837 m). Ten niezwykły zabytek techniki wciąż imponuje, a przepływających pod nim intryguje swoim ogromem.

W KLIMACIE SZUWAROWYM

Oprócz nowej mariny w Kątach Rybackich, do której zawija większość jednostek pływających, znajduje się tam schowany w szuwarach stary port rybacki. Nie figuruje w żadnych wykazach i nie jest zaznaczony na mapach, ale ma za to niepowtarzalny klimat.


 

GŁOWĄ DO WISŁY


Na pierwszy ogień poszła Gdańska Głowa – spora śluza, którą po ostatnim remoncie mogą przepływać nawet duże statki. Nasza mała łódeczka poradziła więc sobie bez problemu. Gdańska Głowa to miejsce rozwidlenia rzeki na: Wisłę Gdańską i Elbląską, w pobliżu wsi Drewnica. Głowa była ważnym posterunkiem obronnym Gdańska. Forteca odegrała rolę podczas wojen polsko-szwedzkich, jednak bardziej wtedy przysłużyła się atakującym Szwedom niż obrońcom. Dlatego w drugiej połowie XVII w. zdecydowano o jej likwidacji. Obecnie zabytkowa śluza jest jednym z elementów niezwykłego szlaku Pętli Żuławskiej.
Tak oto wypłynęłyśmy na Wisłę. Po drodze podziwiałyśmy uroki jej przyrody. Basi najbardziej podobały się czaple, które przesiadywały na mieliznach. Nieco mniej spodobało nam się, kiedy to „Galimatias” postanowił tam odpocząć. Dałyśmy sobie jednak radę śpiewająco. Ale na podobne niebezpieczeństwa na Wiśle warto zwrócić uwagę, bo sonar nie zawsze tu pomoże.
Do pięknego Tczewa wpłynęłyśmy pod ogromnym zabytkowym mostem kolejowym. Oglądany od spodu naprawdę robi wrażenie! Powstał w drugiej połowie XIX w. Jest wspaniały, tyle że wymaga natychmiastowego kapitalnego remontu, nad którym nazbyt długo medytują kolejne rządy i samorządy.
W Tczewie zacumowałyśmy w przystani, która jest przeznaczona raczej dla większych jednostek. Na szczęście potrafiłyśmy wspinać się po wysokiej drabince.
 

ŚLUZA NA TELEFON


Do kolejnej śluzy, w Białej Górze, dopłynęłyśmy po zamknięciu wrót. Przy każdym takim urządzeniu znajduje się jednak tabliczka z nazwą i telefonem do operatora obiektu. Kilka połączeń – i mogłyśmy już nocować w pięknym miejscu. Ukłony dla pana śluzowego, dzięki któremu nie musiałyśmy spać pod zimną ścianą z żelaza...
Biała Góra jest wsią przy drodze wojewódzkiej nr 603, w powiecie sztumskim. Do 1 września 1939 r. tutejsza śluza była granicą pomiędzy Wolnym Miastem Gdańsk a Niemcami, pełniła więc ważną funkcję. Teraz na szczęście jest tylko przejściem do świata z pięknymi widokami, w którym wieczorem można się załapać na żabi koncert. Na przystani – bardzo miłe zaskoczenie. Przestronne toalety, czyste prysznice i ciepła woda.
Sporo adrenaliny dostarczyła śluza Szonowo. Na dwóch poprzednich przejściach różnica poziomów wody wynosiła centymetry. Na Szonowie tymczasem było to aż 1,8 m! A trzeba pamiętać, że jak przywiązuje się łódkę, to lina musi pozostawać luźna, bo łajba może się przechylić. No i w pewnym momencie było trochę dramatycznie, ale wszystko skończyło się dobrze.
 

MAŁGOSIA POTRAFI


Zamek w Malborku, którego nie trzeba przedstawiać i reklamować, z perspektywy łódki wygląda bardziej tajemniczo. Woda niewątpliwie dodaje zabytkom uroku. Zacumowałyśmy w przystani i wyruszyłyśmy w miasto.
Potem już skierowałyśmy się na Elbląg i kolejną śluzę – Rakowiec. Uwaga! Różnica poziomów wynosi tu 2,5 m. Nauczone poprzednim doświadczeniem, wiedziałyśmy już, jak sobie poradzić. Pamiętałyśmy jeszcze o jednym: aby łódka dopłynęła w całości, trzeba używać odbojników umieszczanych po bokach.
Ostatnią walkę z wodnymi wrotami prowadziłyśmy na śluzie Michałowo. Tutaj, zamiast pana, pomagała nam operatorka. Pani Małgosia otworzyła śluzę... ręcznie. Jeszcze raz okazało się, że nie ma zawodów typowo męskich, a kobieta potrafi!
W Elblągu zacumowałyśmy niemal w centrum. Miasto, bardzo zniszczone przez wojnę, wreszcie robi się piękne. No i ludzie są tu bardzo serdeczni. Nocowałyśmy w Jachtklubie, gdzie z prysznicami było znacznie lepiej niż z toaletami. Musiałyśmy jakoś wyglądać, bo przecież właśnie tu „Galimatias” przejmowali od nas koledzy z redakcji.
 

WIĄZANIE, KLAROWANIE


Mądry kapitan Arek kazał nam od razu wiązać supły na knadze i klarować linę. Knaga to dobrze znany wszystkim kawałek metalu na burcie. Tam mocujemy pierwszy koniec liny, którą zarzucamy na nabrzeże, aby móc do niego spokojnie przybić. Klarowanie to nic innego jak zwijanie – nie możemy pozwolić na to, by lina się plątała i leżała pod nogami. Ale niech nikt nie myśli, że jeden zawiązany supeł oznacza, że wszystko jasne. To się będzie jeszcze dłuuugo mylić.
Rzeka Elbląg to drobnostka – jedna z tych, które zapowiadają nadejście czegoś większego. I rzeczywiście tak było, bo z każdą sielską i spokojną minutą (houseboat płynie z prędkością ok. 10 km/h) coraz bardziej zbliżaliśmy się do zaskakującego rozmiarem Zalewu Wiślanego. Pierwszym celem miało być Tolkmicko. Wielka woda i pusta przestrzeń przed nami, a na całej trasie rozstawione chorągiewki, które wskazują, czy przepływać z lewej czy prawej ich strony. W miasteczku cumujemy (wiązanie, klarowanie) i po krótkim zwiedzaniu i obiedzie płyniemy do Krynicy Morskiej. Tutaj zaplanowaliśmy dłuższy postój.
W Krynicy znajdujemy bardzo porządną nową przystań – toalety oddzielnie, prysznice oddzielnie... Wszystko w dobrym stanie. Widać, że to miasto stworzone dla turystów i żyjące nimi. My wpadliśmy na pomysł, aby obejrzeć je – w tym plażę i latarnię morską – z siodełek rowerów, które można wypożyczyć w porcie.
 

ZASTAWIENI TYCZKAMI


Po wypłynięciu z Krynicy obraliśmy kurs na stawę Elbląg (stawy to bardzo rozpoznawalne punkty na Zalewie Wiślanym). Wpadliśmy jednak w las tyczek. Oznaczało to, że wokół nas jest mnóstwo sieci rybackich, a naszym najbliższym zadaniem będzie ich rozpaczliwe wymijanie. Im bliżej Kątów Rybackich, tym tyczek było oczywiście więcej. Manewry wymijania były proste tylko w teorii. Tyczki należało opływać od zewnętrznej strony, a nie pomiędzy nimi. Zaczynało zaczynało się robić zupełnie źle, gdy przeszkadzały wysokie fale i wiatr.
Bardzo ciekawym przystankiem okazała się Rybina. Znaleźliśmy się na skrzyżowaniu trzech szlaków wodnych: Szkarpawy, Wisły Królewieckiej i Linawy. W Rybinie jest most zwodzony z 1936 r. No i przede wszystkim niezwykły stary most obrotowy z 1905 r. Działa już rzadko, co nie dziwi, biorąc pod uwagę, że... jest obracany ręcznie. To jedyny taki wciąż działający most w Europie.
 

HETKA PĘTELKA


W całej podróży, obok piękna przyrody i całkiem porządnej infrastruktury wodniackiej, dziwił brak ruchu. Rzadko mijaliśmy inne jednostki. Wydawało się czasami, że te wyjątkowe szlaki wodne są zarezerwowane wyłącznie dla Radia Gdańsk. Czerwiec nie jest wprawdzie szczytem sezonu turystycznego, ale nic nie uzasadniało aż takiej pustki na wodach, które właśnie pokonywaliśmy.
Jest to na pewno temat do zastanowienia dla samorządowych włodarzy terenów, którymi płynęliśmy, oraz dla władz województwa pomorskiego, które przecież – wraz z Unią Europejską – zafundowały parę lat temu turystom z całej Polski urokliwą Pętlę Żuławską. Czy Polska coś o niej wie? Czy ktoś w ogóle promuje tę nieodkrytą nadal atrakcję, odległą zaledwie 50 km od popularnego Trójmiasta?