Miesięcznik Poznaj Świat
Numer 2017-06-01

Artykuł opublikowany w numerze 06.2017 na stronie nr. 12.

Tekst i zdjęcia: Renata Matusiak,

Mieszkałam u Achuarów


Z plemieniem Achuar spędziłam dwa miesiące w głębokiej ekwadorskiej dżungli. W Puyo poznałam nauczyciela z indiańskiej osady. Przyleciał do miasta, bo musi co kilka lat zdawać egzamin. Do jego wioski, bez prądu i jakiejkolwiek łączności telefonicznej czy internetowej, polecieliśmy już razem.

Dostępny PDF
W wersji PDF artykuł jest wyświetlany dokładnie tak jak został wydrukowany. Czytaj w PDF

 

Lotnisko Rio Amazonas. Wokół torby, przewiązane sznurkami kartony, palety jajek i mój plecak. Ważą również mnie. Dziewięcioosobowe awionetki mają ściśle określony limit obciążenia. Lecimy nisko. W dole lasy poprzecinane gdzieniegdzie wstęgami rzek. Lądujemy w osadzie, która ma pas startowy. Awionetka zawraca, dociera do końca wydartego dżungli płata ziemi i odlatuje.
Jako trakty transportowe pozostają rzeki. Wsiadam do wąskiego, chybotliwego czółna. Peque peque to wymarzony środek transportu w Amazonii. Płyniemy w górę Pastazy i po godzinie najbardziej niebieskie niebo i zieloną zieleń urozmaica dach z liści palmowych. Nicanor wspomina czasy, gdy łódki nie miały silników, a podróż trwała kilkanaście godzin. Jesteśmy na miejscu. Mieszka tu 11 rodzin, razem mają 69 dzieci. Nie ma sklepów ani pieniędzy. Wszystkiego, co jest potrzebne do życia, dostarcza dżungla.

 

ROZBIÓR TUKANA

Najłatwiejszym i najczęstszym łupem na polowaniach są ptaki. Tukan to dla dziesięcioosobowej rodziny skromna kolacja, ale zawsze zostają pióra na koronę i dziób jako zabawka dla najmłodszych.

WSZYSTKO W RĘKACH KOBIET

Noszeniem wszystkiego u Achuarów zajmują się kobiety. Ciągle coś przenoszą: upolowaną przez męża zwierzynę, glinę na mokały, maniok na cziczę itd.

CZY PANI LUBI CZICZĘ?

Przyrządzanie cziczy polega na ugotowaniu manioku, a następnie dokładnym przeżuciu zawartości kotła. Po sfermentowaniu masę miesza się z wodą, przecedza i serwuje. Cziczę przygotowują i serwują wyłącznie kobiety.


 

DOM BEZ ŚCIAN, OBRUS BEZ STOŁU


Achuarowie są jedną z niewielu grup rdzennych mieszkańców Ameryki Południowej, które zachowują kulturę mimo nacisków świata zewnętrznego. Tradycja pozwala im mieć dwie żony. Zawsze mieszkali w odległych rejonach lasów tropikalnych i dzięki temu nigdy nie zostali podbici. Ich ziemie znajdują się na terenach Ekwadoru i Peru. Sprzeciwiają się naftowym koncernom i nie wpuszczają ich na swoje terytorium. Nie pozwalają budować dróg. Nie chcą cywilizacji, śmieci ani zanieczyszczonych rzek. Jeśli rzeki umrą, ludzie też. A wtedy zniknie ich plemię. Nie chcą powtórzyć błędu współplemieńców z Peru, którzy pozwolili na swoich terenach wybudować miasto i teraz żałują.
Nauczyciel przedstawia swoją mamę i wskazuje zamieszkany przez nią dom. Drewniane ściany nie dosięgają spadzistego dachu. Ściany są sprawą opcjonalną, często dom składa się tylko z dachu i podtrzymujących go pali. Zawsze natomiast jest podział na sferę publiczną i prywatną, której nie mogą przekroczyć goście płci męskiej.
Dom Rafaela nie jest jeszcze skończony. Z jego córką idę zbierać czinczę (rodzaj palmy) na dokończenie budowy. Dziewczyna kilka razy zatrzymuje się i uważnie nasłuchuje. Wydaje jej się, że słyszy jaguara. Zwierzęta te są nieprzyjaciółmi ludzi, bo jak mówią Achuarowie, zamieniono im penisy. Lubię z nią chodzić do lasu. Zawsze wynajdzie pestki i jadalne nasiona. Robimy kilka kursów z wielkimi wiązkami gałęzi. W domu pleciemy dalej. Gałęzie szybko się kończą, jutro znów czeka nas wyprawa w las.
Umeblowanie domu to łóżka, czyli drewniane albo bambusowe platformy. W ziemi pod łóżkiem tradycyjnie grzebie się zmarłych, aby nad nimi nie chodzić. Nie jest to dobre, bo wtedy ze zmarłego wydostaje się zła energia, która powoduje, że dzieci chorują. Sercem domostwa są trzy pnie ułożone na kształt gwiazdy. Stawia się na nich garnek, a pod spodem rozpala ogień. Dym z ogniska od spodu i słońce z wierzchu konserwują palmowy dach.
Sześcioletnia Sarah, najstarsza z rodzeństwa, pełni honory gospodyni, gdy rodzice są na polowaniu. Zaprasza mnie na miejsce dla gości, a sama wznieca ogień. Jako kobieta mogę poruszać się po całym domu, idę więc jej pomóc. Sarah gotuje maduro (banany do gotowania). Ciężki garnek waży niewiele mniej niż ona, ale beze mnie również poradziłaby sobie ze zdjęciem go z ognia. Po posiłku zbiera naczynia i idziemy je myć w rzece. Przyschnięte resztki szoruje błotem.
Najpowszechniejszą potrawą Achuarów jest upolowana zdobycz wrzucona do garnka, zalana wodą i ugotowana. Zupę rozdziela się na tyle porcji, ilu jest chętnych. Zagryza się gotowanymi bananami, maniokiem i ziemniakami achuarskimi.
Achuarowie ścinają palmy, by wydobyć z nich serce, palmito, czyli jadalną część rdzenia. Je się to na surowo albo dodaje do maito, potrawy zawijanej w liście. Do środka kładzie się posiekane serce palmy z kawałkami mięsa albo małymi rybami. Całość zawiązuje się lianą i wkłada w żar ogniska.
Podczas uroczystych posiłków, gdy są goście, rozkłada się obrus, czyli liście bananowca. Kobiety i dzieci tradycyjnie jedzą z tyłu, za mężczyznami. Po jedzeniu krąży miska z wodą do płukania ust.
 

LAS I RZEKA ZAMIAST SKLEPU


Na polowania często chodzi się z psem. Wychudzone są najlepszymi myśliwymi. Nupir, żona Chumpika, zakłada gumowce, jej mąż i dwaj synowie, Ikler i Yaki, są boso. Druga z żon zostaje w domu. Choć polowanie to męskie zajęcie, kobiety są potrzebne do niesienia zdobyczy. W tym celu zabierają plecione przez mężczyzn kosze, długi uchwyt z liany zarzucają na głowę. Myśliwy musi mieć wolne ręce. Ikler i Yaki z dmuchawkami polują na ptaki. Dmuchawka to nieodłączny atrybut Achuara. Robią je z cienkiego pnia palmy, wydrążonego w środku i pokrytego żywicą. Z palmowych łodyg strugają strzały.
Po godzinie pies znika, szczeka i nie chce wrócić. Musimy dołączyć do niego. W spróchniałym pniu siedzi guatusa (aguti). Zatykamy dziury liśćmi, Czumpik rąbie pień maczetą. Pies znalazł się nieszczęśliwie blisko i ma lekko rozcięty łeb. Pień nie chce ulec pod uderzeniami maczety. Syn biegnie po zostawione w koszu ostrze siekiery. Nupir ciosa do niej trzon. Łatwiej wyciosać nowy, niż nosić ze sobą.
Przy kolejnym uderzeniu guatusa przebiła zapchaną dziurę i czmychnęła. Pies w te pędy za nią. Teraz zaszyła się w norze. Kopiemy z dwóch stron, pies zawzięcie pomaga. Gdy próbowała ucieczki przez jedną z dziur, dostała w łeb maczetą. Ciepłą, ociekającą krwią, niosę ją za tylne łapy do kosza.
Czumpik plecie z liści palmy plecak na skarby dżungli. Zaczęło lać. Wszystko jest lepkie, mokre. Zapach wilgoci i potwornie ślisko, droga wznosi się i opada. Już nie mam siły torować ścieżki maczetą. Gałęzie rozrywają spodnie.
Innym razem od świtu tropimy tapira. Ślady pojawiają się i znikają. Nie ma już ścieżek i straciliśmy orientację, gdzie jesteśmy. Mnożą się próchniejące kłody pełne robactwa, a także gniazda szerszeni. Głodni i wyczerpani, spotykamy boa. Chłopcy ukręcają dusicielowi łeb, by zabrać go do kolekcji trofeów.
Wnętrzności zwierząt są doskonałą przynętą na ryby. Ośmioletnia Kiris zabiera mnie czółnem na łowy. Ciągle pada, zbliża się zmierzch, a do jutra przynęta się zepsuje. Mamy szczęście, prawie każde zanurzenie żyłki jest owocne. Brat dziewczynki popisuje się, je wąsy i płetwy żywych sumów. Patrzę na ogromną tęczę. Potem następuje zachód słońca, który w dżungli po deszczu nie ma sobie równych. Jem kolację. Jasno świeci Krzyż Południa.
Indianie łowią też ryby za pomocą rośliny barbasco zawierającej trujące związki chemiczne. O świcie Germania zabiera mnie na jej zrywanie. Idziemy z Rafaelem łowić ryby w strumieniach w środku lasu. Po wielu uderzeniach drągiem stos barbasco zamienia się w garstkę papki, którą Rafael wrzuca do rzeki. A my stoimy w dolnym biegu, po tyłek w wodzie, i łapiemy rękami osłabione ryby.
 

;">

 

W SUMIE UCZTA

Najmilsze są takie poranki, gdy do wioski zawita wielka i tłusta ryba. Udanym połowem można obdarować całą społeczność. Amazońskie rzeki obfitują w wielkie sumy i inne ryby.

PĘDRAKI JAKO PRZYSMAKI

Pędraki są przysmakiem Achuarów. Jedzą je na surowo, gotowane bądź opiekane nad ogniem. Martwe są dobrą przynętą na ryby.

 

ŚWIĘTE NAPOJE


Achuarowie żyją w małych społecznościach, do kilkunastu rodzin. Gdy osada zbyt się rozrasta, musi się podzielić. 10 lat temu ze zbyt licznej wioski oddzieliło się 5 rodzin. Założyli nową społeczność i dziś świętują jubileusz tego wydarzenia. Nasza osada, podobnie jak kilka innych, jest zaproszona na imprezę. Rocznica powstania społeczności to największe święto. Obchodzi się je tak, jak wszystkie inne. Rozgrywki sportowe, tańce i wspólny posiłek, na który tym razem udało się upolować małpy. Komu dostała się łapa, ten zyskuje dodatkowo 5 lat życia. Achuarowie obgryzają i wysysają każdą kosteczkę.
Każdego dnia, a w czasie imprez szczególnie, Achuarowi towarzyszy uświęcony napój Indian amazońskich, czyli czicza z przeżuwanego manioku. Im maniok jest dokładniej przeżuty, tym napój słodszy. Można go przygotować z dodatkiem przeżuwanych na surowo słodkich ziemniaków (kamote). Podczas zgromadzeń kobiety krążą z mokałami (glinianymi półmiskami), w których jest czicza. Każdy upija kilka łyków, kobieta przeciera ręką brzeg mokały i podaje do ust następnemu.
Przyszła pora na zgłębienie przeze mnie tajemnicy przygotowania cziczy. Moją nauczycielką jest Jaqui. Stoimy podczas deszczu w rzece, obok czółna wypełnionego maniokiem. Obieramy maczetą długie, ponad półmetrowe bulwy, płuczemy, kroimy i wypełniamy nimi kosz. Jaqui zarzuca jego uchwyt na głowę i bez trudu wchodzi po śliskich bambusowych schodkach.
Gdy maniok jest ugotowany, czas na ugniatanie, przeżuwanie i wypluwanie. Dokładnie rozrzedzoną zawartość kotła zamykam i odstawiam do jutra. Następnego dnia lekko sfermentowana masa nadaje się już do picia. Miesza się ją z wodą i przed serwowaniem przecedza, by włókna manioku zostały na sitku. Po kilku dniach czicza fermentuje do kilkuprocentowego napoju. Przelewam masę do kubła wyłożonego liściem bananowca. Pod nim zgromadzi się mocniejsza, dobrze sfermentowana ciecz. Przygotowanie cziczy to kobiece zajęcie. Mogą sobie pomagać, więc mile widziane jest, gdy jedna drugiej pluje do garnka. Cziczy w domu nie może zabraknąć, dlatego każda kobieta 2–3 razy w tygodniu gotuje i przeżuwa duży kocioł manioku. W wolnym czasie wyrabiają z gliny mokały.
Dzięki bliskości równika przez cały rok dzień jest niemal równy nocy. Achuarowie zaczynają go około 4 nad ranem, na dwie godziny przed wschodem słońca, od porannej ceremonii picia wayusy. To roślina występująca w dżungli ekwadorskiej, jej liście zawierają dużą ilość kofeiny. Ponadto ma właściwości oczyszczające i uspokajające.
Czas od przebudzenia do wschodu słońca to czas intymności, przeznaczony dla rodziny, dzieci. Rozmawiają wtedy o problemach, opowiadają sobie sny i poddają je interpretacji. To również pora, by rozwiązywać problemy dotyczące całej wsi. Przed świtem zawiera się także małżeństwa. U rodziców Jaqui zjawił się Luis, by przy wayusie poprosić o rękę ich córki. Rodzice zgodzili się, więc od tamtej pory są mężem i żoną. Nie ma żadnych dodatkowych ceremonii.
W centrum każdej osady jest plac, o który mieszkańcy muszą dbać i wyrywać to, co ciągle na nowo chce tam wyrosnąć. W tym celu zbierają się na mingi, wspólne prace na rzecz społeczności. Rankiem przewodniczący osady dmie w róg i wzywa wszystkich do pracy. Na mingę każdy może zaprosić też do siebie, gdy potrzebuje pomocy, np. w karczowaniu lasu pod uprawy. Zapraszają się też pomiędzy społecznościami.
Jest niewygodnie, zwłaszcza dla mężczyzny, zaczynać dzień z pełnym żołądkiem, dlatego wayusa pomaga oczyścić jelita. Po pewnym czasie pijący po kolei idą wymiotować i wracają gotowi na wyzwania kolejnego dnia.
 

ZADAĆ SZYKU W DŻUNGLI


Achuar, dla urody oraz zapewnienia sobie szczęścia, przed każdą ważną aktywnością maluje twarz. Czarną farbę przygotowuje się z długo gotowanych liści. Czerwony barwnik dają nasiona achiote. Kobieta, gdy znajdzie szminkę, najpierw narysuje nią sobie wzory na policzkach, czole, brodzie, ewentualnie później pomaluje usta. Spodobało im się malowanie paznokci, ale nieustannie obcinały moje, zbyt długie jak na ich gust.
Achuarowie robią sobie też tatuaże, które utrzymują się wiele miesięcy. Do ich wykonania służą białe gąsieniczki. Wyciśniętym z nich żółtym „sokiem” rysują wzory na ciele. Po jakimś czasie przemywają wodą. Żółty kolor stopniowo zmienia się w różowy. Następnego dnia obudziłam się z rysunkiem bordowej anakondy wijącej się wokół nogi. Nieskazitelnie czarne i błyszczące włosy uzyskuje się z kolei dzięki ich myciu w nasionach lokalnych drzew.
Pain szybkim ruchem ręki wyciąga coś z czupryny. Domagając się, bym zrobiła zdjęcie, demonstruje mi na dłoni wesz. Nie zdążyłam, bo podbiegł jej brat i ze smakiem ją zjadł. W Amazonii znany jest sposób walki z wszawicą za pomocą popiołu. Ale Achuarowie nie dadzą sobie odebrać swojej przekąski. Poza tym wybieranie sobie nawzajem wszy jest zajęciem pieszczotliwym. Mamy dzieciom, dzieci mamom, koleżanki koleżankom – wszyscy wykorzystują każdą chwilę, by poszperać na głowie towarzysza.
 

CYRULIK EKWADORSKI

Tradycyjnie Achuarowie noszą długie włosy z grzywką. Jednak czasem eksperymentują i wymyślają nowe fryzury. Mówią, że w krótkich im lżej i chłodniej.

DUCH LASU I WINO DUSZY


Achuar dąży do tego, by mieć jak najwięcej dzieci. Poród odbywa się w domu. W przypadku problemów z odklejeniem łożyska pomaga napój z liści bananowca. Dziewczynki od najmłodszych lat nie mogą jeść niczego przypalonego, bo wierzy się, że to może spowodować trudności przy porodzie.
Gdy Justa urodziła siódme dziecko (a był to już dziewiąty poród, bo dwoje dzieci zmarło), biegałam z tą informacją po wsi, ale nikt nie rozumiał, dlaczego się ekscytuję. Była w ciąży, więc to normalne, że urodziła. Babcia również nie była poruszona pojawieniem się nowego wnuka. Już nie pamięta, ilu ich ma, czterdziestu, może pięćdziesięciu. Justa po tygodniu wróci do domowych zajęć. Do tego czasu druga żona przejmie obowiązki i opiekę nad wszystkimi dziećmi.
Pod koniec XX w. zaczęły powstawać szkoły w achuarskich osadach. Są ławki, ale dzieciom trudno jest w nich siedzieć normalnie. Bose, w podkolanówkach z błota, kładą nogi na blaty albo wspinają się pod dach i wiszą. Wszystkiego, co jest potrzebne do życia w deszczowym lesie, uczą się, asystując dorosłym. Wychowywane są do tego, by być dobrą żoną i dobrym mężem. Dobra żona dba o ogródek, przyrządza dużo cziczy i wyrabia piękne naczynia z gliny. A mąż – często chodzi na polowania, karczuje las pod uprawy i zaspokaja wszystkie potrzeby kobiety, zarówno żywieniowe, jak i seksualne. Dba też o prestiż i bezpieczeństwo domu.
Na niegrzeczne dzieci są dwa sposoby. Dostają lanie gałązką rośliny z miękkimi kolcami, a jeśli to nie pomaga, są wysyłane do lasu na dwa dni, bez jedzenia i picia. Zabierają jedynie tytoń, by podczas palenia szukać swojego arutama. Achuarowie wierzą, że ludzie zachowują się źle, gdy nie odnaleźli arutama, mocy i ducha deszczowego lasu, także wewnętrznego ducha jednostki. Ten, kto źle się zachowuje, gdy spotka arutama, zobaczy, dokąd takie zachowanie może doprowadzić. Dotyczy to również dorosłych. Jeśli takie działania nie przynoszą skutku, pozostaje wykluczenie ze społeczności.
Młodzi, nie tylko za karę, ale by szukać wizji przyszłości, idą w las, odnajdują właściwe miejsce dla duchowych poszukiwań, budują szałas i nocą piją ayawaskę. Halucynogeny pomagają wejść w stan umysłu, który pozwala zdobyć wiedzę o sobie i świecie zewnętrznym. Gdy Achuarowie planują wieczorne picie ayawaski, wina duszy, wstrzymują się od jedzenia po południu. Przy sesjach wielodniowych rano można zjeść banana i kawałek ryby.
Jasno świeci księżyc w koronie z piór. Dla Achuarów jest on, jak każdy mężczyzna, myśliwym, i miewa różne szczęście. Wierzą, że w bezksiężycowe, czarne noce jest nadal obecny, ale dawno niczego nie upolował, i jego chudość czyni go niewidocznym. Gdy rośnie, mówią, że upolował pawia, potem jelenia i tapira.
I ja tam byłam, wayusę i cziczę piłam.