Srogie zimy, przenikliwe, dochodzące do ponad 100 km/h wiatry. Góry i podwodne skały, które wielu podróżników skazały na śmierć. Nieprzyjazne ludziom miejsce, a jednak tak samo jak kiedyś, po dziś dzień przyciąga. Podróżników, turystów, żeglarzy, poszukiwaczy fortuny i tych, którzy chcą zmienić swoje życie. Wszystkich wita argentyńskie miasto Ushuaia – dosłowny koniec świata.
Dostępny PDF
Znajdująca się na krańcu kontynentu amerykańskiego, na wyspie zwanej Ziemia Ognista, oddzielonej od lądu słynną Cieśniną Magellana, Ushuaia zyskała miano najbardziej południowego miasta świata. Konkuruje z nią Puerto Williams (należące do Chile), które według szerokości geograficznej leży jeszcze dalej na południe, lecz z powodu małej liczby mieszkańców (około 2800) nie ma rangi miasta.
UDAJĄ PINGWINY
Gęsto rozsiane wysepki są miejscem odpoczynku kormoranów oraz innych przedstawicieli lokalnej fauny.
BOHATERKA TRAGICZNA
Wrak statku Desdemona straszy na wybrzeżu Cabo San Pablo.
JESZCZE ŁOWIĄ
Obecnie główną gałęzią gospodarki w Ushuaia jest turystyka, ale dawniej dominował przemysł rybny, mięsny i drzewny.
GŁĘBOKA ZATOKA WYSOKICH INDIAN
Podróż z Buenos Aires, stolicy Argentyny, do Ushuaia to długie 3 tys. km ciągnące się przez Patagonię – step praktycznie niezamieszkany przez ludzi i zwierzęta. Na trasie mija się kilka miasteczek, które dla podróżników są jedyne postojem na sen lub napełnienie baku. Nieodłącznym krajobrazem są ciężarówki nieustannie pokonujące tę trasę, dostarczające wszystkich potrzebnych produktów do Ushuaia. O ile latem podróż zajmuje około 4 dni, zimą może trwać ponad tydzień. Utrudniają ją śnieg, oblodzona droga, porywisty wiatr i zdradliwa Cieśnina Magellana – najwęższy punkt kanału Beagle, dzięki któremu można przedostać się promem z lądu na Ziemię Ognistą. Często wiatr jest tak silny, że na 25-minutową przeprawę trzeba czekać wiele godzin, bo kurs zostaje ze względów bezpieczeństwa wstrzymany.
Niesprzyjające warunki klimatyczne zdawały się nie odstraszać śmiałków, którzy zdecydowali się na zaludnienie wyspy, pierwotnie zamieszkanej przez Indian Yamana i Selknam. To właśnie od ich lokalnych języków wywodzi się nazwa miasta, oznaczająca „głęboką zatokę”. Cała wyspa została nazwana Ziemią Ognistą przez pierwszych przybyszów z zachodu, którzy przybywając drogą morską, widzieli poświaty indiańskich ognisk, usytuowanych na brzegach klifów. Indianie Selknam byli jednymi z ostatnich aborygenów, z którymi zetknęli się nowi mieszkańcy wyspy. Należeli również do najwyższych Indian, bo średnia wzrostu u mężczyzn wynosiła 180 cm. Nawet w czasie zimy odziewali się tylko w przerzucone przez ciało futra zwierząt, mieszkali w namiotach i nie ochraniali stóp przed śniegiem i zimnem. Obecnie, podobnie jak Yamana, są uznani za plemiona wymarłe.
Za eksterminację lokalnej ludności winę ponoszą Brytyjczycy oraz inni przybysze z Europy, którzy w drugiej połowie XIX w. założyli osadę nazwaną później Ushuaia. Wkrótce potem w mieście otworzono kolonię karną (zamkniętą w 1947 r.), której więźniowie w znacznej mierze przyczynili się do rozbudowy miasta. Stworzyli także tory kolejowe, które obecnie są lokalną atrakcją, nazywaną Pociągiem Końca Świata – najbardziej na południe wysuniętą linią kolejową na świecie.
TITANIC POŁUDNIA I DESDEMONA
Ushuaia może się poszczycić niechlubną kolekcją wraków statków, niektórych nawet kilkusetletnich. W pobliżu miejskiego portu towarowego spoczywa Monte Cervantes, ze względu na historię zatonięcia nazywany Titanikiem Południa. Ten niemiecki statek pasażerski, kursujący w latach 30. ubiegłego wieku z Buenos Aires do Ushuaia, zaledwie po 2 latach służby zderzył się z podwodnymi skałami i zatonął. Jedyną ofiarą śmiertelną tej katastrofy był kapitan statku. Pozostałych 1200 pasażerów (część z nich ulokowanych we wcześniej opisanym zakładzie karnym z powodu braku wystarczającej liczby miejsc na nocleg) znalazło schronienie w mieście liczącym wtedy 800 mieszkańców. Dziś wydobyty wrak można oglądać z brzegu, spacerując po promenadzie ciągnącej się wzdłuż kanału Beagle.
Na oddalonym około 200 km od Ushuaia wybrzeżu, zwanym Cabo San Pablo, od 1983 r. spoczywa jeszcze bardziej spektakularny wrak – Desdemona. Argentyński statek towarowy osiadł na mieliźnie, a grząski teren uniemożliwił przetransportowanie go w inne, bardziej dostępne miejsce. Dziś w czasie odpływu wrak znajduje się całkowicie na lądzie i nie brakuje śmiałków, którzy zapuszczają się w jego wnętrze.
Obecnie podobne katastrofy są już rzadkością. W dwóch klubach jachtowych co roku cumują dziesiątki łodzi należących do podróżników z całego globu. Niektórzy są w trakcie rejsu dookoła świata, inni eksplorują wybrzeża Ameryki Południowej, planują wyprawę na wyspy Malwiny (nazywane przez Anglików Falklandami) lub wybierają się do Puerto Williams, położonego po drugiej stronie kanału. Drogą lądową, najróżniejszymi pojazdami, również docierają turyści oraz podróżnicy.
Pomiędzy tymi dwiema grupami w Ushuaia jest widoczna znaczna różnica, ponieważ miasto należy do najdroższych w Argentynie, a Argentyna jest jednym z najdroższych krajów Ameryki Łacińskiej. Jedzenie, noclegi, lokalne wycieczki nie są tanie. Nawet proste zakupy w supermarkecie mogą cenowo zaskoczyć. Turyści kwaterują się w hotelowych pokojach za kilkaset złotych za noc, podróżnicy szukają nieco tańszych hosteli lub obrzeży miasta, na których rozbijają namioty. W Ushuaia można znaleźć atrakcje na każdą kieszeń, od bezpłatnych trekkingów na lodowiec lub po parku narodowym, do kosztownych rejsów na okoliczne wysepki (włącznie z oglądaniem miejscowej fauny, takiej jak pingwiny i słonie morskie).
Nieodłącznym symbolem Ushuaia są wyprawy na Antarktydę. Od lat podróżnicy wybierali właśnie to miasto, jako położone najbliżej białego kontynentu, na początek swoich wypraw. Dzisiaj komercyjne rejsy są na porządku dziennym. Liczne biura podróży oferują kilkudniowe wyprawy, często jako last minute, jednak nawet takie wycieczki to wydatek od 3 tys. dolarów za 7–8 dni. Wielu turystów właśnie dla zobaczenia Antarktydy odwiedza Ushuaia, inni zadowalają się zdjęciami ze znakiem wskazującym niebotyczne odległości do innych miast świata oraz pamiątkami z napisem „koniec świata”.
NASZ ENRIQUE
Polski motyw na krańcu świata, czyli hiszpańskojęzyczne wydanie książek Sienkiewicza.
OCIEPLANIE KLIMATU
Lokalny festiwal dodaje koloru i ożywia chłodne i przeważnie wietrzne miasto.
MIASTO ZŁAMANYCH SERC
Ushuaia ma też polski motyw. W domu rodziny europejskich imigrantów, obecnie przerobionym na muzeum, znajdują się dwie książki Sienkiewicza – „Quo vadis” oraz „W pustyni i w puszczy”, przetłumaczone na język hiszpański. Inne podobne elementy oraz zabudowa wskazują na znaczący wpływ europejskiej kultury w historii i współczesności miasta. Obecnie wielu mieszkańców to przyjezdni, zarówno Argentyńczycy, jak i obcokrajowcy, którzy zdecydowali się okiełznać nieprzychylną przyrodę i osiąść w Ushuaia. Częścią migrantów kieruje żądza pieniądza, bowiem wynagrodzenie w mieście należy do najwyższych w kraju. Cała Ziemia Ognista to zagłębie fabryk różnorodnych części elektronicznych, rafinerie i porty, zarówno przemysłowe, jak i handlowe.
Innych przyciągają zapierające dech widoki (obrzeża miasta stały się nawet planem filmu z Leonardo DiCaprio „Zjawa”), swoisty wyluzowany styl życia oraz aura tajemniczości roztaczająca się nad miastem, do której klimatu dodaje legenda. Według niej Indianie, masowo zabijani przez migrantów z Europy, chcieli się zemścić i rzucili na miasto klątwę, przez którą nikt nie zazna w Ushuaia szczęścia w miłości, a zakochani, którzy tam się sprowadzą, po krótkim czasie burzliwie zakończą swoje związki.
Ushuaia to bez wątpienia wyjątkowe pod wieloma względami miejsce. Warte odwiedzenia pomimo odległości i niedostępności. Przecież niecodziennie docieramy na koniec świata.