Maoryska legenda głosi, że dawno temu bóg lasu spytał wszystkie ptaki, który z nich chciałby zejść na najniższe piętro lasu, aby oczyścić je z robaków. Żaden nie był chętny, ale w końcu zgłosił się kiwi. W czasie gdy polował na robaki, jego skrzydła zanikły, nogi stały się silne, dziób się wydłużył i wykształciły się wąsy, aby kiwi mógł łatwiej poruszać się po ciemnym lesie.
Dostępny PDF i AudioBook
Większość turystów omija stolicę Nowej Zelandii, tymczasem Wellington to miasto pełne atrakcji.
Większość turystów omija stolicę Nowej Zelandii albo traktuje ją jedynie jako miejsce przesiadki w drodze na Wyspę Południową. Ci, którzy postanowią zostać w Wellington trochę dłużej, przekonają się jednak, że miasto oferuje wiele atrakcji.
MUZEUM WSZYSTKIEGO
Pierwsze kroki w Wellington kierujemy do Te Papa Tongarewa, nowoczesnego muzeum narodowego. Te Papa, zwane „Naszym Miejscem”, to wszechstronna przestrzeń kulturalna będąca również galerią sztuki, miejscem wystaw i wydarzeń ze świata artystycznego. Na 36 tysiącach metrów kwadratowych zgromadzone zostały przykłady sztuki maoryskiej i wysp Pacyfiku, ekspozycje poświęcone historii Nowej Zelandii, w tym losom polskich emigrantów, oraz lokalnej faunie i florze. Częścią ekspozycji jest również największa na świecie, półtonowa kałamarnica (mesonychoteuthis hamiltoni) zanurzona w formalinie. Ten dziesięciometrowy okaz został schwytany przez nowozelandzkiego rybaka w 2007 r. u wybrzeży Antarktydy.
SKARBIEC DZIEDZICTWA
Muzeum Te Papa otwarte zostało w 1998 roku. Odwiedza je rocznie milion osób.
WYSOKA IZBA, NAJWYŻSZA WŁADZA
Budynek parlamentu zwany Ulem liczy 72 m wysokości. Najwyższy gabinet zajmuje premier (obecnie John Key).
OGRÓD W OGRODZIE
W Nowej Zelandii, która zachwyca bogactwem i różnorodnością flory, może dziwić potrzeba budowania ogrodów botanicznych.
TAŃCZĄCY PARLAMENT
Miejscem wartym odwiedzenia jest również nowozelandzki parlament. Kompleks składa się z trzech budowli połączonych przejściem. Głównym budynkiem jest Parliament House z salą obrad i gabinetem marszałka. Poprzednia, drewniana siedziba parlamentu spłonęła w 1907 r. i konieczna była budowa nowej. Rozpoczęcie prac w 1914 r. zbiegło się z wybuchem pierwszej wojny światowej. Brak materiałów budowlanych znacznie opóźnił budowę. Parlamentarzyści zdecydowali się obradować w nieukończonym Parliament House. Planowanego drugiego piętra nigdy nie wybudowano, a oficjalnego otwarcia budynku dokonała królowa Elżbieta II dopiero w 1995 r. Najbardziej charakterystyczną częścią kompleksu jest Beehive, czyli Ul, powstały w latach 1970. Oryginalna bryła nie pozostawiła wyboru przy nadawaniu nazwy. W dziesięciopiętrowym Ulu znajdują się gabinety ministrów oraz premiera. Drugim budynkiem przylegającym do Parliament House jest neogotycka biblioteka parlamentarna, ukończona w 1899 r. To najstarszy spośród trzech budynków. Jednak najbardziej niezwykłą częścią kompleksu jest piwnica Parliament House, której fundamenty na wypadek trzęsienia ziemi wyposażono w 417 ogromnych gumowych łożysk. Takie środki ostrożności są tu w pełni uzasadnione, bo mieszkańcy Wellington doświadczają do kilkunastu trzęsień ziemi rocznie. Gdy ziemia się poruszy, ten stary ceglany budynek nie powinien się zawalić. Można tu obejrzeć film z symulacją wstrząsów i „tańczącym” Parliament House.
ODŚWIEŻANIE NOSA
Zwiedzając stolicę, nie można pominąć wspaniałego ogrodu botanicznego. Choć odległość z centrum wydaje się niewielka, najlepiej pokonać ją zabytkową kolejką elektryczną Cable Car. Wellington jest częściowo położone na wzgórzach i stanowi nie lada wyzwanie dla pieszych. Pozornie mały dystans może okazać się wspinaczką po licznych schodach. Po kilkuminutowym wjeździe oglądamy panoramę miasta. W Cable Car Museum z filmu dowiadujemy się, że mieszkańcy miasta posiadają też prywatne kolejki. Ułatwia to życie pośród wzgórz, szczególnie osobom starszym. Wchodzących do ogrodu witają słowa Erazma z Rotterdamu: „Ten ogród jest dla przyjemności nacieszenia oka, odświeżenia nosa i odnowienia ducha.” Spacer po stołecznym ogrodzie to okazja do zobaczenia wielu endemicznych roślin i kwiatów, nieznanych w Europie. Zachwycają nie tylko widoki, ale też nowe zapachy i odgłosy typowych dla Nowej Zelandii ptaków. Częścią ogrodu botanicznego cieszącą się największym zainteresowaniem jest rosarium. Poza różami, w szklarniach można zobaczyć srebrną paproć, która jest symbolem Nowej Zelandii. W ogrodzie botanicznym znajduje się też planetarium. Warto je odwiedzić, gdyż gwiazdozbiory obserwowane z półkuli południowej wyglądają całkiem inaczej, niż te znane z europejskiego nieba.
MY PRECIOUSSS...
Na gości wchodzących do Jaskini Wety czyha woskowy Gollum.
BIZNES JAK WAKACJE
Ciekawe czy w biurowcach dzielnicy biznesowej, położonych nad zatoką, z pięknym widokiem na marinę, łatwo się skoncentrować na pracy?
USZY HOBBITA ZA 50 DOLARÓW
W drodze do filmowej dzielnicy Wellington mijamy ludzi stojących w kolejkach po sushi, które jest tu tańsze od chleba. Dzielnica Miramar aspiruje do bycia nowozelandzkim Hollywood. Przemysł filmowy w „Wellywood”, zaistniał dzięki Peterowi Jacksonowi i firmie Weta Workshop robiącej scenografię oraz efekty specjalne. Weta Digital, oddział odpowiedzialny za efekty komputerowe, to jedna z największych firm od efektów na świecie. Zatrudnia 2500 osób, a na koncie ma 123 filmy, w tym takie superprodukcje, jak: trylogia „Władca Pierścieni”, „Avatar”, „King Kong”, „Dystrykt 9”, „Opowieści z Narni” czy najnowsze dzieło – „Przygody Tintina”. Poza komputerowymi efektami specjalnymi, w pracowniach Miramaru powstają rekwizyty, kostiumy oraz choreografie do filmów. Popularność ekranizacji prozy Tolkiena sprawiła, że fani zaczęli zaglądać przez ogrodzenie terenu firmy Weta, aby dowiedzieć się czegoś więcej o kulisach produkcji. W odpowiedzi na to zainteresowanie, w 2008 r. powstała Weta Cave, minimuzeum i sklep. Weta Cave gromadzi rekwizyty, stroje oraz figury znanych postaci filmowych, np. Golluma. Do kupienia są pamiątki, książki, albumy, ale też uszy hobbita ($50 NZ), takie same jak te użyte w filmie. Zobaczyć i nabyć można także broń wykorzystaną w „Dziewiątej dzielnicy”. Będąc w Weta Cave, koniecznie trzeba zobaczyć film o historii firmy założonej w 1987 r. przez Richarda Taylora i Tanię Rodger, pokazujący zaplecze przemysłu filmowego oraz przebieg prac nad rekwizytami i efektami.
RYCZĄCE CZTERDZIESTKI
W Wellington wcale nie trzeba zabawić długo, żeby przekonać się dlaczego miasto nazywane jest Wietrznym Welly. Na ulicach często widać latające parasole, przewrócone skutery i rozbite szklane drzwi. Wiatr bywa tu na tyle silny, że może porwać przechodnia. Mieszkańcy żartują, że tylko u nich deszcz pada do góry. Nie ma w tym wiele przesady. Wellington leży w strefie ryczących czterdziestek, która powoduje tak porywiste zachodnie wiatry.
DUMA ZOO
Tuatara to endemiczny gatunek gada zwanego po polsku łupkozębem. Groziło mu wyginięcie, zanim w 2005 roku odtworzono jego populację w Karori Wildlife Sanctuary w Wellington.
WŚRÓD ŻYWYCH SYMBOLI
Do ostatniej chwili nie możemy zdecydować się gdzie pojechać, aby zobaczyć ptaka kiwi. Najbardziej ekscytujące wydaje się podglądanie go w naturalnym środowisku. Jednak szanse spotkania go są niewielkie. Populacja kiwi została mocno przetrzebiona odkąd w Nowej Zelandii pojawiły się takie szkodniki jak possum. Również psy i koty są zagrożeniem dla tego nielota. Wprawdzie wellingtoński rezerwat Zealandia (Karori Wildlife Sanctuary) oferuje nocne wycieczki, podczas których z przewodnikiem szuka się kiwi, ale nam wydaje się to niezbyt pewnym sposobem. Postanawiamy jechać do zoo. Codziennie o 13:15 występuje tam Tahi, jednonogi ptak kiwi. W półmroku, pracownicy zoo wyjmują Tahiego z jego budki i wabią go robakami i warzywami, żeby jak najdłużej został z widownią. Kiwi osiągają do pół metra wzrostu i 3,5 kg wagi. Zanim zobaczyliśmy Tahiego, mogliśmy dotknąć wypchanego okazu, aby poczuć, że jego upierzenie jest miękkie niczym futro. Tahi ma tylko jedną nogę, bo wpadł w pułapkę zastawioną na possumy. Zaopiekowało się nim zoo. Dostał nawet protezę, ale ją odrzucił i nauczył się skakać na jednej nodze. Dziś Tahi, po maorysku „Jeden”, to największa atrakcja zoo. W swoim naturalnym środowisku kiwi nie mają łatwego życia. Aby to unikalne stworzenie mogło przetrwać, ludzie podbierają jajka wysiadującym je samcom(!). Gdy kiwi się wykluje, jest karmione i po osiągnięciu wagi 1 kg, zwracane naturze. Gdyby nie ten system pomocy, wiek dorosły osiągnęłoby tylko 5 procent ptaków.
Na pokazie widzieliśmy też tuatarę. To gad będący endemicznym stworzeniem Nowej Zelandii i stanowiący jeden z symboli kraju. Stworzenie to oddycha raz na godzinę, je raz na miesiąc. Tuatary dojrzewają w wieku około 15 lat, rozmnażają się co 3-4 lata, a dożywają nawet 100. Dotknąć tuatary mogły tylko małe dzieci i obcokrajowcy z najdalszych zakątków świata. A że Polska leży na końcu tegoż… Tuatara ma miękką, aksamitną w dotyku skórę, choć wydaje się być pokryta pancerzem.