Tego popołudnia cała załoga statku została zaangażowana do oprawiania kangurów oraz do wybornej uczty, na którą sobie pozwolili po czterech miesiącach niemal całkowitego pozbawienia świeżej żywności. Pół cetnara głów, ćwiartek i ogonów zostało uduszone w zupie na dzisiejszy obiad oraz na kolejne dni. Podano też tyleż steków – zarówno oficerom jak i całej załodze – ile tylko mogli zjeść za dnia i w nocy. W podzięce za dostarczone w samą porę zapasy, nazwałem ten południowy ląd Wyspą Kangura.
Dostępny PDF
Tak w dzienniku „A Voyage to Terra Australis” opisuje swe pierwsze wrażenia z pobytu na wyspie angielski podróżnik Matthew Flinders. Było to 21 marca 1802 roku.
10 tysięcy lat wcześniej wyspa ta została oddzielona od kontynentu australijskiego. Badania archeologów wskazują, że już około 2 tysięcy lat temu przebywali na niej Aborygeni, ale z niewiadomych względów ją opuścili.
Gdy pierwsi eksploratorzy – Nicolas Boudin i Matthew Flinders dotarli na wyspę, zastali ją zupełnie niezamieszkaną. Całkiem niepłochliwe kangury oraz foki baraszkujące tuż przy brzegu ostatecznie przekonały ich o tym, że człowiek tu nie mieszka.
DZIEWICZA KRAINA
Wolne od człowieka, dziewicze przestrzenie – taki widok odkryli XIX-wieczni podróżnicy. Swój pobyt w tym raju zaczęli od rzezi kangurów…
KOALA I INNE
Wyspa staje się azylem dla kolejnych zagrożonych gatunków.
KROK OD LWA
Spacery pomiędzy lwami morskimi to tylko część tego, co nas tu czeka.
13 KM DO RAJU
Tak było ponad 200 lat temu: dziki kawałek lądu, pozbawiony ludzkiej ingerencji. Od tego czasu wyspę zaczęli zasiedlać zbiedzy, skazańcy i rzezimieszkowie. W efekcie – przez długi czas miała ona reputację najbardziej zdeprawowanego miejsca w brytyjskim imperium. Dopiero od ok. 1827 roku zapanował tu spokój.
Dzisiaj, mimo że Wyspa Kangura nie jest już wyłącznym królestwem flory i fauny, to i tak potrafi zaskoczyć swym dzikim obliczem i bogactwem nieskażonej przyrody.
Fenomenem jest to, że – oddalona zaledwie o 13 kilometrów od kontynentu – przypomina arkę, na której schroniły się najbardziej charakterystyczne dla Australii zwierzęta. To naturalne sanktuarium zwierzyny, gdzie czerpać można niewyobrażalną przyjemność z bliskiego kontaktu z dziką naturą. Spacery pomiędzy lwami morskimi, obserwacja nocnych wędrówek małych pingwinów, przemykanie między kangurami, wypatrywanie koali wśród eukaliptusów, nurkowanie w oceanie z fokami i delfinami… To tylko część tego, co nas tu czeka.
Do tego – wyspa stanowi kalejdoskop przeróżnych widoków: pięknych plaż, jaskiń, małych pustyń, farm, zadziwiających formacji skalnych. Jej kameralne, dzikie plaże graniczą z turkusowymi wodami, podczas gdy w interiorze natykamy się na pierwotny las i busz. Jedną trzecią powierzchni zajmuje tam park narodowy.
Trudno uwierzyć, że cały spektakl z udziałem rzadkich gatunków zwierząt rozgrywa się tak blisko kontynentu. Ma się tam bowiem wrażenie, że wyspę dzieli od cywilizacji cały ocean!
WIADOMO, AUSTRALIA
– Spójrz! Wyspa Kangura! – siedząc pod budynkiem uniwersytetu w Adelajdzie pokazuję Norbertowi na mapie pobliską wyspę. – Jedziemy! – zapada błyskawicznie jednomyślna decyzja. Jeszcze tego samego dnia ruszamy kamperem na przylądek Cape Jervis, skąd na wyspę można przedostać się promem.
Na pokładzie koszmarnie buja. Uff, nie tylko my mamy niewyraźne miny. Po 15 minutach żeglugi kapitan statku oznajmia, że zawracamy. Powód? Złe warunki na morzu. Rejs odbędzie się następnego dnia. Aby osłodzić pasażerom tę przykrą wiadomość, załoga statku zaprasza wszystkich do bezpłatnego skorzystania z zasobów bufetu. Taka jest właśnie Australia!
GDY PINGWIN SZCZEKA
Tego dnia zwiedzamy Dolinę Barrossy, degustując wina – najlepsze na świecie! Nazajutrz ponownie pakujemy się na prom i po 50 minutach podróży jesteśmy na wyspie, w miasteczku Penneshaw. Chcemy udać się stąd dokądkolwiek, byleby tylko kangurzym tropem!
Długo ich szukać nie musimy. Już po chwili widzimy całe stadko skaczące pomiędzy… gęsiami. Z gromady wybija się jednooki, który zadziornie atakuje nosem moją kamerę. Od tej chwili na każdym kroku utwierdzamy się w przekonaniu, że nazwa wyspy wcale nie jest przesadzona. Kangurów i walabii jest tutaj zatrzęsienie! Dzięki geograficznej izolacji wyspy bardzo dobrze rozwijają się tu pierwotne gatunki, a z kontynentu dodatkowo sprowadzane są zagrożone zwierzęta, takie jak koala, dziobak i opos.
Późnym wieczorem, w okolicy Penneshaw jesteśmy świadkami nieprawdopodobnej sceny: marszu najmniejszych pingwinów świata! Gdy mija zagrożenie ze strony drapieżników, setki małych pingwinków (Eudeptula minor; zwanych tu fairy penguins) wychodzą na brzeg po dziennym połowie. Ich nocnym wędrówkom towarzyszą charakterystyczne nawoływania (dźwięk pomiędzy kwakaniem kaczki a szczekaniem psa). Podobno miejscowi spotykają „fairies” nawet w swoich ogródkach!
TEATR W KLIFIE
Dziś na scenie występują foki futrzaste.
RZEŹBIONE DŁUTEM NATURY
Skały to czy szczątki ogromnego wieloryba?
DOTKNIJ LWA
Wyspa ta stwarza nieustanne okazje do obcowania z dzikimi zwierzętami na wolności. Pod tym względem bliskie są mi emocje, które mogły towarzyszyć pierwszym podróżnikom odwiedzającym ten zakątek świata. Na południu, w Seal Bay, obserwuję kolonię lwów morskich w ich naturalnym środowisku. Mało tego: dzieje się to dosłownie kilka metrów przede mną! Cała ich gromada przemieszcza się wzdłuż brzegu, w towarzystwie chmary dzikiego ptactwa.
Australijski lew morski jest jednym z najrzadszych na świecie gatunków uchatek, z przybliżoną populacją 10-12 tysięcy zwierząt. Kolonia w Seal Bay liczy ich około sześciuset.
Większość Australijczyków nigdy nie widziała lwów morskich na kontynencie, bo w zeszłym stuleciu zostały wybite przez łowców fok. Drugim zagrożeniem są dla nich rekiny. Niewiele zwierząt dożywa podeszłego wieku – maksymalnie lat dwudziestu.
Trafiamy akurat na sezon rozrodczy; samce są teraz agresywne i czujne. Żeby utrzymać swój harem, samiec może pozostawać na brzegu przez ponad miesiąc, bez pożywienia. W tym czasie toczy z konkurentami liczne walki. W ich efekcie ma szansę zdobyć nawet kilkanaście samic!
Łatwo odróżnić płeć tych zwierząt. Samiec (byk) jest całkowicie ciemny i ma kremową grzywę, samica (krowa) – jest szczuplejsza, ma małą głowę i jasne podbrzusze.
Seal Bay to niezwykłe miejsce, gdzie można obserwować obyczaje tych rzadkich zwierząt. Ci, którzy są spragnieni bezpośredniego kontaktu z lwami morskimi mogą skorzystać z organizowanej wycieczki i ponurkować z nimi w oceanie. Do wspólnej zabawy z pewnością dołączą też delfiny butlonose. My tymczasem popływamy w Emu Bay, gdzie do dyspozycji jest 5-kilometrowa plaża z białym piaskiem i turkusowo-szmaragdowym morzem. Na razie spotkań ze zwierzętami mi nie brakuje. Nawet z tymi martwymi – opuszczając zatokę omal nie potykam się o szkielet wieloryba!
TAPCZAN W DARZE OD NATURY
Za Seal Bay krajobraz nagle się zmienia – spomiędzy buszu wyłania się pustynia! To Little Sahara z piaskowymi wydmami ciągnącymi się kilometrami. Można tu testować swoje umiejętności sandboardingu bądź też po prostu zakopać się w ciepłym piasku. I pomyśleć, że w środku bogatej w dzikie zwierzęta i bujną roślinność wyspy, można natknąć się na taki pustynny zakątek.
Dalsza droga prowadzi nas do Flinders Chase National Park i na Cape Du Couedic na południowo-zachodnim krańcu wyspy. Przy Admirals Arch, w przypominającej półokrągłe okno klifowej pieczarze, na tle zachodzącego słońca przetaczają się po skałach nowozelandzkie foki futrzaste. Dorosłe samce toczą walki o samice, samice karmią młode, nieletnie foki się bawią. Chwilo, trwaj!!!
Wokół cisza, dzika przyroda na wyciągnięcie ręki i… tylko my. Nieopodal miga światło latarni morskiej, przywołując wspomnienie dawnych czasów, kiedy na wyspę zawijali pierwsi odkrywcy, łowcy wielorybów i fok, zbiegli skazańcy i dezerterzy ze statków, przywożący tu aborygeńskie kobiety… To jedno z takich magicznych miejsc, gdzie diabeł mówi dobranoc, a człowiek spotyka się z dzikim obliczem natury, które wprost poraża swą mocą i pięknem.
Rankiem nie mogę oderwać wzroku od fok kąpiących się w naturalnych basenach skalnych. Horyzont ginie za kilometrami klifowego wybrzeża z lazurowymi zatoczkami. Setki ptaków krążą nad przybrzeżnymi wysepkami. Wzburzone fale rozbijają się potężnie o skały tworząc wielką kipiel. A w głowie – siła spokoju… Schodzę na parking do pobliskiej toalety i… oczom nie wierzę! Tuż obok muszli siedzi jeden z najbardziej jadowitych australijskich pająków: czarno-czerwony red back. Takie spotkania nie należą do przyjemnych. Czas się stąd ruszyć!
Kawałek drogi dalej sceneria wyspy staje się coraz bardziej surrealistyczna. Zwłaszcza w charakterystycznym i znanym z wielu fotografii miejscu – Remarkable Rocks. Jest to położone na skraju klifu skupisko granitowych głazów leżących na skalnej kopule. Ich niesamowite kształty natychmiast przywołują mi na myśl obrazy Salvadora Dali lub abstrakcyjne rzeźby Henry Moore’a, czerpiącego inspirację z bogactwa form naturalnych.
Jakże piękną formację skalną w ciągu 500 milionów lat erozji wyrzeźbiły woda morska, wiatr i czas. Malowniczości nadaje jej też pomarańczowy kolor – to efekt rosnących porostów. Barwa skał zmienia się w zależności od pory dnia, co stwarza niezwykłą okazję do spektakularnych zdjęć.
W jednej ze skał znajduję sobie idealnie wyżłobione miejsce na drzemkę. Moszczę się w nim, zafascynowana niezwykłą potęgą natury. W ciągu milionów lat ujęła skałę w tak doskonałą formę, że mogę teraz do niej cała przylgnąć, powierzając jej swój sen.
STOP! KOLCZATKA NA DRODZE
Najlepiej niespiesznie poruszać się po wyspie, smakując kolejne spotkania.
PTASI RAJ
Powietrze gęste od ptaków.
WŁOSZKI PRAWDZIWSZE OD ORYGINAŁU
Po kangurach, lwach morskich i nowozelandzkich fokach, przyszedł czas na koala. Wyspa Kangura, jak się okazuje, to dla nich prawdziwy raj – zwłaszcza w Hanson Bay Sanctuary. Spacerując Koala Walk niedaleko South Coast Rd, przyglądam się z bliska tym torbaczom przytulonym do eukaliptusów.
Zostały tu sprowadzone z kontynentu i z braku naturalnych wrogów (głównie psów dingo) szybko się rozprzestrzeniły. Ich populacja urosła do tego stopnia, że na wyspie spowodowały olbrzymie szkody w drzewostanie. Do częstych widoków należą ogołocone przez koale korony eukaliptusów – drzewa, pozbawione młodych liści, obumierają. W trosce o zachowanie równowagi lokalnego ekosystemu rangersi część populacji koali wywożą na kontynent, a inne sterylizują.
150 lat temu wybudowano na wyspie kilka latarni morskich, żeby wspomagać statki płynące do brzegów południowej Australii. Nie uchroniło to jednak wszystkich z nich i dziś można tu naliczyć 50 wraków. To raj dla nurków.
Stoimy na wysokim klifie, wypatrując wielorybów minke. Podobno to trasa ich migracji (od czerwca do września), ale my widzimy jedynie głębokie wody oceanu i fale bijące o brzeg.
W nocy kamperem docieramy do American River. Zupełnie nie wiemy, w jakich okolicznościach przyrody będzie nam dane dziś spać. Ranek przynosi cudowne przebudzenie: stada pelikanów i czarne łabędzie unoszą się łagodnie na wodzie, mewy i rybitwy krążą nad głowami, łodzie wypływają na połowy ryb… Ławeczka w kolonialnym stylu z misternie utkanymi pajęczymi sieciami zachęca do relaksu w promieniach słońca. Wybornie smakuje na niej chleb z miodem pozyskanym od czystej rasy pszczół liguryjskich, zwanych też włoskimi (Apis mellifera ligustica).
Pszczoły te zostały sprowadzone na wyspę aż 127 lat temu z rejonu Ligurii w północnych Włoszech. Tym samym jest to najstarszy na świecie rezerwat pszczoły miodnej. Toleruje się tu tylko ten jeden gatunek, a kara za przywiezienie jakichkolwiek innych pszczół lub choćby miodu czy sprzętu pszczelarskiego – opiewa na 8 tys. dolarów lub 2 lata więzienia. Australijczycy dbają, żeby ich pszczoły nie chorowały oraz nie krzyżowały się. Doszło do tego, że pszczoły włoskie na Wyspie Kangura są bardziej czyste rasowo niż w samych Włoszech. Warto było wstąpić na tę słynną miodową farmę rodziny Clifford.
Mamy też inne specjały: kozi i owczy ser oraz pyszny dżem morelowy. Niespiesznie jedząc śniadanie, żegnamy się z Wyspą Kangura. Jak się okazało – nie tylko kangura można tu spotkać.