Miesięcznik Poznaj Świat
Numer 2012-09-01

Artykuł opublikowany w numerze 09.2012 na stronie nr. 68.

Tekst i zdjęcia: Stefan Czerniecki,

I stała się jasność


Wkoło biała pustka, a nad nami błękit nieboskłonu. Jesteśmy na Salar de Uyuni w zachodniej Boliwii, na wysokości ponad trzech i pół tysiąca metrów. To największe solnisko na Ziemi.

Dostępny PDF
W wersji PDF artykuł jest wyświetlany dokładnie tak jak został wydrukowany. Czytaj w PDF

Niebo staje się coraz ciemniejsze. Próba ucieczki przed smolistą chmurą nie ma najmniejszego sensu. Pozostaje czekać na wyrok. A ten zapadł już dawno. Burzowy cumulonimbus sięga po horyzont. O terenówkę uderzają pierwsze krople, przechodzące momentalnie w ulewę.

 

TYLKO DLA WYMARŁYCH GATUNKÓW

W wodach Laguna Canapa brodzą flamingi krótkodziobe. Te ptaki to jeden z nielicznych organizmów, które potrafiły przystosować się do tak surowych warunków. Do 1957 roku gatunek ten uważany był za wymarły.

KAKTUS MI TU WYROŚNIE

Wyspa Ryby, znajdująca się na środku Salaru, narażona jest na duże wahania temperatur. Jedynymi roślinami, które na niej rosną, są ostre trawy i dochodzące do 8 metrów kaktusy.

TRZY KOLORY: NIEBIESKI

10.582 km2, jakie zajmuje Salar de Uyuni, czyni go największym solniskiem na świecie. Pozostałością po istniejącym tu niegdyś słonym jeziorze są niewielkie laguny, w których odbijają się boliwijskie krajobrazy.

 

Macho w kałuży

 

My to jednak mamy farta… – przekrzykuje szum deszczu Monika. W jej głosie trudno nie wyczuć ironii.
Nie przesadzaj, dotychczas wszystko nam się udawało – próbuję pocieszać koleżankę, jak tylko mogę. Bo i faktycznie, dotychczasowa wędrówka przez południową Boliwię obfitowała raczej w pozytywne przygody aniżeli czarne scenariusze.
Ale to właśnie dziś mamy dzień na Salar… Błagam… Sio, chmury, sio! – Monika się nie poddaje.
Cóż mogę rzec? Miała być wisienka na podróżniczym torcie. Miały być piękne zdjęcia. A wyszło… No właśnie. Próbujemy przejechać przez burzę, ale co będzie za kilka kilometrów? Strach się bać.
Spoglądam w lewo. Nasz odważny kierowca nic sobie nie robi z zaistniałej sytuacji. Z uśmiechem na ustach oraz impetem w kołach wjeżdża w głęboką koleinę wypełnioną deszczówką. Silnik krztusi się, jeszcze chwilka i… koniec. Cisza.
Ooo… mamy problem – zauważa Carlos.
Było pomyśleć wcześniej, mistrzu – odkrzykuję zdenerwowany.
Znajdujemy się pośrodku płaskowyżu Altiplano. Z dala od cywilizacji i od jakiejkolwiek pomocy. Wszystkie pozostałe dżipy jadące tego dnia na Salar są daleko przed nami. Pojechały rozsądnie – po grzbiecie wału, omijając wodnistą dolinę. Carlos klnie jak szewc.
Chyba się zdenerwował – mruczy niepewnie Monika.
Jednak, jak na prawdziwego macho przystało, Carlos zakłada kalosze i dziarsko maszeruje w kierunku klapy silnika. Kilkanaście minut grzebania pod maską i motor zaskakuje. Hurra! Do Salar de Uyuni jeszcze tylko 10 kilometrów.

 

 

Góry płyną nad pustynią

 

Czarna chmura niczym zaczarowana zatrzymała się na krawędzi słonego jeziora. Dalej nie może przejść, bo nad tym największym solniskiem świata utrzymuje się stały układ wysokiego ciśnienia. Tutaj nigdy nie pada! Permanentna lampa. Niebieskie niebo i susza. Tylko w takich warunkach to rozległe słone jezioro mogło zupełnie wyparować.
Wyschnięty zbiornik pozostawił po sobie gigantyczną, białą pustkę. Nieogarnioną przestrzeń jasności nigdzie indziej niespotykanej. Biel, biel, biel – wszędzie, po horyzont. Tam zaś, daleko, niby unoszące się w powietrzu – wulkaniczne stożki. To kolejna zabawa w iluzję, jaką funduje nam Salar de Uyuni. Rozgrzane cząstki powietrza wraz z refleksami poburzowej wody na obrzeżach suchego jeziora tworzą złudzenie. Okalające nas góry lewitują nad pustynią.
Obrzeże solniska usiane jest setkami olbrzymich rozlewisk, w których przegląda się błękitne niebo. Na skutek odbić nieba w wodzie cały ten obraz staje się jednym. Trudno określić, gdzie jest horyzont rzeczywisty i gdzie się właściwie znajdujemy.

 

PÓŁ PUSTYNI

Bezkresne, półpustynne pejzaże dominują w krajobrazie południowo-zachodniej Boliwii.

 

Dwaj gangsterzy na solonej rybie

 

Salar de Uyuni to ulokowana na wysokości 3653 m n.p.m. niemal idealna równina (różnica wzniesień wynosi 41 cm), zajmująca powierzchnię 10 582 km2. Jej obszar jest w całości pokryty warstwą soli grubości od 10 do 15 cm. Jej całkowite zasoby na Salarze szacowane są na 10 miliardów ton. Przed 40 tysiącami lat stanowił on część wielkiego jeziora Minchin. W wyniku zmian klimatycznych zbiornik zaczął wysychać, pozostawiając po sobie białą pustynię – oprócz Salar de Uyuni także solnisko Salar de Coipasa oraz dwa jeziora: Uru Uru i Poopo.
Pośrodku Salar de Uyuni znajduje się Wyspa Ryb, na której rosną długowieczne kaktusy. Część z tych, mierzących ponad 8 metrów roślin, liczy sobie przeszło 900 lat. A dlaczego „Wyspa Ryb”? Wszystko przez jej kształt, widoczny z lotu ptaka.
To właśnie na tej wielkiej skalnej rybie mieli ukrywać się słynni amerykańscy gangsterzy: Butch Cassidy i Sundance Kid – tuż po tym, jak obrabowali pociąg. Ścigani przez armię rewolwerowcy tutaj popełnili samobójstwo. Tak przynajmniej głosi legenda.

 

TWÓRCZA SWOBODA

Wielbłąd, twarz, czapka z daszkiem? Wiatr działa tu swobodnie, a patrzącemu pozostaje swoboda interpretacji.

MARS NA ZIEMI

Krajobrazy boliwijskiej części Altiplano zawdzięczają swój koloryt obecnym w jeziorach algom o czerwonej pigmentacji, a także związkom żelaza zawartym w skałach.

 

Boliwia nie kłamie

 

Całe południowo-zachodnie Altiplano to miejsce zjawiskowe, zaś Salar de Uyuni stanowi bramę do krainy surrealizmu – miejsca wielu fantastycznych, nieziemskich wręcz widoków. Jeden z przykładów, nieodległy od solniska, to wulkan Ollague. Skalna korona, z rozłożystym kraterem przyprószonym białym puchem, a trochę poniżej skorupa czarnej, zastygłej lawy…
Dookoła roztacza się panorama na Andy Środkowe. Dokładnie takie, jakie wyobraża sobie większość przybywających tutaj turystów. Kopulaste stoki o sinopomarańczowych kolorach są wystarczająco piękne, aby przyjeżdżający nie czuli się rozczarowani. Tutaj jest dokładnie tak, jak na zdjęciach. Wędrowiec staje się częścią oglądanego wcześniej, pocztówkowego pejzażu. Bez naciągania i ściemniania. W Boliwii doświadczamy latynoskiego piękna.
Mkniemy przez pustynię. Rozszalałe słońce atakuje kolejne piaszczyste stoki. Śnieżne oczka solnisk, jaśniutki piasek oraz białe cumulusy na tle turkusowego nieba wyglądają bajkowo. Pan Bóg projektował oszczędnie i ze smakiem, stworzył krajobraz surowy i ascetyczny. Nie ma tu nadmiaru: ani kolorów tropiku, ani powyginanych konarów.
Te widoki zapadają w pamięć na całe życie. Człowiek tego nie wymyślił, lecz Stwórca. Obaj mają dziś wyjątkową przyjemność.