Niewiele jest miejsc na Ziemi, w których wszystko wygląda tak, jak na Początku. Gdzie wśród szumu fal i śpiewu ptaków niepodzielnie panują zwierzęta. Z daleka od lądu, na lazurowych wodach Pacyfiku to wciąż możliwe.
Dostępny PDF
Półwysep Paracas w Peru. Płaski, pustynny krajobraz. Bezkres żółtego piasku smagany oceanicznym wiatrem, szepczącym o duchach indiańskich plemion. Strome klify urwistego wybrzeża wpadają w huczące, turkusowe fale. Gorąco. Na rozżarzonym niebie ani jednej chmurki, która mogłaby przynieść deszcz. Po piasku ślizgają się cienie przelatujących ptaków. To tutaj w połowie XIX w. wybuchła biała gorączka.
POWRÓT DO EDENU
Na Islas Ballestas mieszkają tylko zwierzęta. Turyści mogą podglądać je wyłącznie z pokładów motorówek.
DOCHODY Z ODCHODÓW
W 1839 r. Peru groziło bankructwo. Zadłużony kraj, wyniszczony przez wojnę o niepodległość, wewnętrzne konflikty i kilkaset lat hiszpańskiej kolonizacji, stanął na krawędzi skrajnego ubóstwa. Ale na początku nowej dekady dokonano tu ciekawego odkrycia. Na wyspach Chincha przy południowym wybrzeżu natrafiono na nieregularne, kilkudziesięciometrowe wzgórza wydzielające specyficzny zapach. To były góry białego złota, czyli ptasiego guana, które przez setki lat nieprzerwanie odkładało się w dogodnych, unikalnych w tym rejonie warunkach klimatycznych. Największe złoża cennego naturalnego nawozu na świecie! Jak miało się okazać – takich miejsc było w Peru więcej.
Guano, czyli odchody nietoperzy lub morskich ptaków, dzięki bogatej zawartości składników mineralnych jest wartościowym nawozem. Było stosowane już w czasach Inków, a światowe uznanie zyskało dzięki sprowadzeniu go do Europy. W czasach przed wynalezieniem nawozów sztucznych z powodzeniem stosowano je do wzbogacania zubożałych, wyjałowionych gleb.
W połowie XIX w. świat oszalał na punkcie tego cennego surowca. 18 sierpnia 1856 r. Stany Zjednoczone uchwaliły „Guano Act” – ustawę o wyspach z guano, która pozwalała obywatelom USA obejmować w posiadanie niezamieszkane i nieznajdujące się pod jurysdykcją innych państw wyspy z pokładami nawozu, w dowolnym miejscu na świecie. Na wody mórz i oceanów wypłynęły eskapady śmiałków, marzących o odnalezieniu zasobnych skrawków lądu, które miały im zapewnić bogactwo na resztę życia. Kierunek ich poszukiwań wyznaczały wędrówki morskich ptaków, znoszących, można powiedzieć, złote jajka.
Odkrycie pokładów guana sprawiło, że do Peru zaczęły się ustawiać kolejki chętnych inwestorów, a miejscowi politycy zacierali ręce, kreśląc przed narodem wspaniałe wizje bogactwa i rozwoju. Natychmiast rozpoczęto prace wydobywcze i poszukiwania kolejnych złóż. Kraj nie nadążał za nagłym przypływem obfitości, brakowało infrastruktury wydobywczej, a przede wszystkim transportowej. Dotychczas krajowa logistyka opierała się głównie na sile pociągowej zwierząt. Zapotrzebowanie na wydobycie nawozu bezpośrednio przyczyniło się do konstrukcyjnego boomu peruwiańskiej kolei, niezbędnej do usprawnienia eksportu surowca. W pracach projektowych i konstrukcyjnych znaczący udział miał słynny polski inżynier Ernest Malinowski.
Możliwość wydobycia nawozu przyciągnęła firmy brytyjskie i chilijskie. Gorączkowo poszukiwano ludzi do wydobycia nawozów zawierających szkodliwą dla zdrowia saletrę. Do tego celu przywożono nieświadomych niczego, niepiśmiennych mieszkańców Wyspy Wielkanocnej, powodując dramatyczny spadek ludności z kilku tysięcy do niewiele ponad setki.
W 1879 r. złoża guano w Ameryce Południowej stały się jedną z przyczyn tzw. wojny o saletrę pomiędzy Chile a Boliwią i Peru. Terytorium spornym stała się bogata w surowiec część pustyni Atacama leżąca u wybrzeży Pacyfiku. W wyniku pięcioletniego konfliktu, zakończonego zwycięstwem Chile, Peru straciło prowincję Tarapacá, a Boliwia dostęp do morza. Na przestrzeni kolejnych lat, wraz ze zmniejszeniem się złóż i wprowadzeniem nawozów sztucznych, znaczenie guana spadło. Całe zamieszanie znacznie ucichło, a panowanie na terenach objętych dawną gorączką stopniowo trafia z powrotem w ręce natury.
SKRZYDLATA KOMUNA
Kormorany, pelikany, albatrosy, pingwiny, flamingi i wiele innych – mimo ograniczonej przestrzeni na wyspach panuje międzygatunkowa zgoda.
OCEAN SPOTYKA PUSTYNIĘ
Piaszczyste pustkowia, smagane wiatrem klify i spienione fale – oto krajobraz półwyspu Paracas.
SUROWA DIETA
Ceviche, tradycyjny przysmak przyrządzany z surowego mięsa ryb, marynowanego w soku z limonki.
MAŁE GALAPAGOS Z WIELKIM KANDELABREM
Reserva Nacional de Paracas to najważniejszy na wybrzeżu Peru rezerwat ptactwa i zwierząt morskich. Tworzą go półwysep i zatoka Paracas oraz wyspy Islas Ballestas, które do lat 1950. były jednym z kluczowych punktów pozyskiwania nawozu w tym rejonie. Obecnie wydobycie zostało mocno zredukowane, a wyspy pozostają niezamieszkane przez człowieka. Ze względu na bogactwo gatunków ptaków i zwierząt nazywane są „Małymi Galapagos”.
Bogata fauna to zasługa zimnego oceanicznego Prądu Humboldta płynącego z Antarktydy, który utrzymuje umiarkowaną temperaturę okolicznych wód i przynosi z sobą odżywczy plankton. Dzięki niemu występują tu delfiny, żółwie, meduzy, foki oraz lwy morskie, czyli uchatki kalifornijskie. Rezerwat Ballestas jest stałym i tymczasowym domem dla niezliczonych gatunków ptaków, które przystają tu podczas swoich podniebnych wędrówek. Żyje tu także około 200 gatunków ryb. Z tych ostatnich w lokalnych knajpkach podaje się regionalny przysmak – sałatkę ceviche, która wywodzi się z czasów Wicekrólestwa Peru – hiszpańskiej kolonii założonej w 1544 r. ze stolicą w Limie. Ceviche przygotowuje się z surowego mięsa ryb, krótko marynowanego w soku z limonki z dodatkiem papryki, cebuli i soli. Dzięki temu przystawka jest soczysta i aromatyczna.
Na wyspy w ciągu godziny można się dostać motorówką z portu Pisco, który znalazł się na trasie pierwszej linii kolejowej Pisco – Ica, zaprojektowanej przez Malinowskiego w 1859 r. Mimo słonecznej pogody warto się ciepło ubrać – na wodzie jest raczej chłodno i wieje silny wiatr. Paracas w języku Indian Keczua oznacza burzę piaskową, która nie jest rzadkością na wpisanym na listę UNESCO półwyspie.
Suche jak pieprz, piaszczyste wybrzeże, które widać z pokładu łodzi, zamieszkiwały plemiona z poprzedzającej Nazca kultury Paracas. To im przypisuje się autorstwo datowanego na II wiek p.n.e. geoglifu El Candelabro – 250-metrowego rysunku w kształcie świecznika, wyrytego w nabrzeżnej skale. Symbol jest świetnie widoczny z łodzi, dlatego uważa się, że miał służyć marynarzom jako punkt orientacyjny. Inne teorie powstania Candelabro mówią o podobieństwie znaku do występującej w okolicy halucynogennej rośliny lub udziale przybyszów z kosmosu.
NA ŚWIECZNIKU
El Candelabro, wyryty w nabrzeżnych skałach rysunek, był punktem orientacyjnym dla marynarzy lub… kosmitów.
NA KUPIE RAŹNIEJ
Pokryte guanem Islas Ballestas wyrastają pośrodku oceanu. Ląd to tutaj towar deficytowy, dlatego ptasi przybysze wykorzystują każdą wolną skałkę.
PTASIE RADIO
Na horyzoncie rysują się białe, poszarpane skały, nad którymi unoszą się stada ptaków. Z daleka obiega ich coraz wyraźniejszy pisk, a z bliska – specyficzny zapach. Uzbrojona w lornetkę i aparat zaczynam ptasie safari. Sprawa nie jest prosta, bo poza swojskimi mewami większość z gatunków jest mi nieznana. Islas Ballestas zamieszkują czarne pelikany, kormorany czerwononogie, głuptaki peruwiańskie, fregaty wielkie, sępniki różowogłowe i albatrosy. We wszechobecnym ptasim rwetesie staram się wyłowić różne rodzaje śpiewu.
Z bliższej odległości okazuje się, że wyspę zamieszkują tysiące nietoperzy, które w ciągu dnia zwisają głową w dół w skalnych szczelinach dobrze widocznych z pokładu motorówki. Kiedy przestaję zadzierać głowę, żeby spoglądać na niebo, dostrzegam, że wyspa ma też mieszkańców, którzy nie latają. Pingwiny! Stada pociesznych istot o czarnych dziobach, zwane pingwinami peruwiańskimi lub pingwinami Humboldta, pokrywają czarno-białą szachownicą nasłonecznione grzbiety skał.
Każda kolejna zatoczka odkrywa następne niespodzianki. A to wygrzewające się foki, a to dumnie zasiadające na wielkich głazach lwy morskie, które raz po raz zaznaczają swoją obecność donośnym rykiem. Głodni zdjęć i wrażeń pasażerowie motorówki przechylają się to na jedną, to na drugą burtę, niebezpiecznie kołysząc łodzią. Sternik kontrolnie pokrzykuje, próbując się przebić przez rozwrzeszczane ptasie radio. To na nic, bo właśnie nadleciały flamingi! Rzadcy goście na wyspach, którzy tutaj tylko zimują. Czerwono-białe ptaki, zwane czerwonakami, mają pióra w kolorze peruwiańskiej flagi. Według legend generał José Martín po przybyciu do Peru w 1820 r. zobaczył ogromne stada flamingów. Uznał to za znak opatrzności i tym sposobem ptaki zyskały wpływ na narodowe barwy kraju. Biel odzwierciedla pokój, czystość i prawość, a czerwień – odwagę i wojnę.
Sternik wyłącza silnik i wskazuje kolejne trofea. Pelikany o wielkich dziobach i smukłe szyje kormoranów. Czerwonodziobe rybitwy wąsate, z charakterystycznymi żółtymi plamkami i białymi zawijasami na łebkach. Rude rozgwiazdy przyklejone do skał tuż nad powierzchnią wody. Sycimy wzrok, by zbyt długo nie zakłócać spokoju wysp. Musimy odpłynąć przed zachodem słońca.
Mieszkańcy Islas Ballestas są dziś otoczeni troskliwą opieką. Jednym z nich jest nurzec peruwiański, którego gniazda lęgowe niszczono podczas wydobycia nawozu, niemal całkowicie likwidując populację kiedyś liczącą miliony osobników. Opiekunowie parku usiłują nadrobić lata zniszczeń, które sprawiły, że część gatunków ptaków jest zagrożona wyginięciem. Ludzie w końcu zrozumieli, że to zwierzęta są najcenniejszym skarbem.