Miesięcznik Poznaj Świat
Numer 2018-05-01

Artykuł opublikowany w numerze 05.2018 na stronie nr. 56.

Tekst i zdjęcia: Magdalena Bartczak, Zdjęcia: shutterstock,

Pocztówki z końca świata


Terytorium Chile, „długiego i chudego wycinka na mapie”, jak pisał Pablo Neruda, przez samych jego mieszkańców jest porównywane do papryczki chili – ostrej i palącej podniebienie. Ta papryczka rozciąga się na długości 4300 km, czyli więcej niż z Moskwy do Lizbony, i proponuje niezwykłą różnorodność doznań.

Dostępny PDF
W wersji PDF artykuł jest wyświetlany dokładnie tak jak został wydrukowany. Czytaj w PDF

 

Na wschodzie kraj jest oddzielony od reszty kontynentu potężnym pasmem Andów. Od północy – kilometrami pustynnych przestrzeni, w tym Atakamą, uważaną za jedno z najsuchszych miejsc na Ziemi. Jego południową granicę stanowią lodowce, fiordy i skaliste wybrzeże. Na zachodzie znajduje się już tylko Pacyfik, wbrew swojej nazwie – burzliwy i niespokojny. To piętno naturalnych granic ukształtowało mentalność Chilijczyków, którzy mają poczucie odrębności wobec innych mieszkańców kontynentu. 

Sami o sobie mówią, że są największymi melancholikami Ameryki Południowej. Wielu uważa, że ten stan duszy wiąże się właśnie z peryferyjnym położeniem – na krańcach lądu, wśród ekstremalnego klimatu i przyrody. Przyrody z jednej strony zniewalającej i niepowtarzalnej, z drugiej – groźnej i zsyłającej liczne kataklizmy. Wiele z nich, jak choćby największe trzęsienia ziemi, miało miejsce na południu kraju, w dalekiej Patagonii. To właśnie tu poszukamy „końca świata”.

 

DARWIN TAM BYŁ

Plaża w Parku Narodowym Chiloé, na jednym z największych archipelagów Ameryki Południowej. Park kusi przyjezdnych swoimi licznymi legendami i magiczną atmosferą. W latach 30. XIX w. odwiedził go Karol Darwin, prowadzący przez kilka lat badania w Patagonii.

ZIMNY RAFAEL

Nazwa Parku Narodowego Laguna San Rafael, z licznymi kanałami, fiordami i wysepkami, pochodzi od ogromnego lodowca – Święty Rafael. Rozciąga się on na powierzchni 760 km2.

DACHY ANCUD

Zielony fragment portowego miasteczka Ancud na wyspie Chiloé, z widocznymi łamanymi dachami, będącymi znakiem rozpoznawczym architektury chilijskiego 

 

PIĘKNO I MITY CHILOÉ

 

Chłodne i wietrzne południe, którego niektóre regiony leżą bliżej Antarktydy niż stolicy kraju, przypomina północne krańce Europy. W niektórych częściach niedostępne i z trudem oswojone przez człowieka, pełne jest fascynujących historii z niesamowitą przyrodą w tle. Liczne parki narodowe, uznawane za najpiękniejsze na Ziemi, wulkany i lodowce, góry i fiordy, krystalicznie czyste jeziora – to wszystko przyciąga podróżników z całego świata. Jednym z dowodów jest ranking przygotowany przez redakcję przewodników Lonely Planet. Chile znalazło się w nim na szczycie listy miejsc polecanych do odwiedzenia w 2018 r. A jedną z przyczyn tak wysokich notowań są właśnie krajobrazy Patagonii. 

Zajmuje ona obszar ponad 900 tys. km2, czyli niemal trzy razy większy od powierzchni Polski. I o ile argentyńscy sąsiedzi wyznaczają jej granicę w środkowej części swojego kraju, o tyle w Chile terytorium Patagonii rozpoczyna się w krainie jezior Los Lagos – regionie położonym ponad 1000 km na południe od Santiago. Jego stolicą jest Puerto Montt, a największą atrakcją – archipelag wysp i wysepek, z Isla Grande Chiloé w roli głównej. Pełno tu rybackich wiosek, latarni morskich i kolorowych domów postawionych na palach (znanych jako palafity). Różnorodną przyrodą wyspy zachwycił się sam Karol Darwin, który podróżował po Patagonii w latach 30. XIX w. Ta fascynująca wyspa była też ostatnim bastionem hiszpańskich kolonizatorów, którzy opuścili ją dopiero w 1826 r., osiem lat po tym, jak reszta Chile odzyskała niepodległość.

Na południowych krańcach Chiloé można wybrać się do parku narodowego, pełnego pradawnych lasów. Innym obowiązkowym punktem wizyty jest plaża pingwinów żyjących w pobliżu urokliwego rybackiego miasteczka Ancud. Z kolei z zachodnich i południowych wybrzeży Chiloé przez kilka letnich miesięcy, gdy panuje lepsza widoczność, można dostrzec pływające w oceanie wieloryby i delfiny południowe. Większość roku jest tu jednak pochmurna i deszczowa, podczas gdy w pozostałych regionach kraju rzadko pojawia się kropelka deszczu. 

Chiloé wraz ze swoją magiczną atmosferą wydaje się osobnym światem – jej mieszkańcy hołdują wielu tradycjom, których nie spotkamy w innych regionach kraju. Choćby kulinarnych, których świetnym przykładem jest potrawa znana jako kuranto – danie gotowane w ziemi na rozgrzanych kamieniach, zawierające: owoce morza, kurczaka, mięso wieprzowe, kiełbasę i ziemniaki (znajdziemy tu ponad sto ich odmian).

Wyspiarze mają surowe twarze, własny dialekt i akcent. Mają też swoją mitologię, w której znajdziemy m.in. historie o Caleuche (tajemniczych statkach widmach), pięknej syrenie zwanej Pincoya, uosabiającej płodność morza, czy potworze Trauco, który uwodzi młode kobiety mocą spojrzenia. 

 

W ŚRODKU PUSTKI

 

W okolicy Puerto Montt ma swój początek Carretera Austral, czyli Autostrada Południowa, która liczy ponad 1240 km i jest dla Chilijczyków tym samym, co kultowa Route 66 dla Amerykanów. Szybko się przekonuję, że słynna droga długo biegnie wśród pustkowi. Pierwsze zabudowania, które napotykam na drodze z Puerto Montt, znajdują się dopiero ok. 200 km na południe, w Chaitén, położonym u podnóży wulkanu o tej samej nazwie. 2 maja 2008 r., po tysiącach lat uśpienia, wulkan wybuchł i zalał lawą miasto, którego los po tej katastrofie gwałtownie się odmienił. Mieszkańców w porę udało się ewakuować, ale Chaitén, wcześniej pełne życia i chętnie odwiedzane przez turystów, zostało zniszczone. Większość domów spłynęła do oceanu, zmieciona przez rwącą rzekę śniegu i błota wulkanicznego. Obumarły też drzewa, wyrwane lub przysypane przez potężną lawę. 

Gdy zjeżdżam 400 km dalej na południe, docieram do regionu Aysén i jego stolicy Coyhaique – pięknie położonego, a zarazem bardzo odizolowanego miasta. Odcięte od świata jeziorami i lodowcami, wydaje się leżeć „w środku pustki” – jak przyznał mieszkający tam mój znajomy, u którego na kilka dni się zatrzymuję. Czasem, gdy z powodu trudnych warunków klimatycznych są odwoływane loty, na dotarcie do tego miasta należy przeznaczyć kilka dni i skorzystać z paru przesiadek do różnych środków lokomocji, z promem włącznie. 

Podczas pobytu w Coyhaique szybko przekonuję się, że ma ono typowy klimat miasta dalekiej północy – trochę jak z serialu „Przystanek Alaska”, gdzie wszyscy się znają i pozdrawiają na ulicach, a wieczorami chętnie uciekają przed mrozem do domów, aby porozmawiać przy kominku i grzanym winie. Tym zaś, co zachwyca w Coyhaique, jest malownicze położenie. Miasto stanowi świetną bazę wypadową do zwiedzania dziewiczego rezerwatu przyrody Cerro Castillo, dokąd można zrobić jednodniowy trekking, czy bardziej oddalonego, rozległego Parku Narodowego Laguna San Rafael z potężnym lodowcem noszącym tę samą nazwę.

Jedną z atrakcji często wybieranych przez turystów są Marmurowe Jaskinie (Cuevas de Mármol), położone na jeziorze General Carrera, najgłębszym w całej Ameryce Południowej. Robią one niezwykłe wrażenie przede wszystkim za sprawą błękitnego koloru – kiedy groty wyrzeźbione w marmurowych monolitach są rozświetlane przez refleksy odbijające się w turkusowej wodzie jeziora, otoczonego dziką i pełną soczystej zieleni przyrodą. 

 

CUD WE MGLE

Rozległy Park Narodowy Torres del Paine, pełen gór, jezior i wodospadów, pod koniec lat 50. XX w. okrzyknięto nowym cudem świata. Jest dziś wielką atrakcją turystyczną chilijskiego południa.

TRZY WIEŻE

Powodem, dla którego podróżnicy marzą o odwiedzeniu Patagonii, jest właśnie ten widok. To monumentalny masyw trzech wież skalnych (Północnej – 2260 m n.p.m., Centralnej – 2460 m i Południowej – 2500 m), które należą do Cordillera del Paine i wznoszą się nad słynnym parkiem.

PIĘKNA KOLONIA KARNA

Punta Arenas – jedno z najładniejszych miast Chile powstało w XIX w. jako kolonia karna. Było głównym portem obu Ameryk aż do otwarcia Kanału Panamskiego (1920).

 

KLIMATY PUNTA ARENAS

 

O ile najgłębszym jeziorem kontynentu jest General Garrera, o tyle miano największego jeziora Patagonii należy się akwenowi O’Higgins, w którego okolicach kończy się Carretera Austral i zaczyna region Magallanes i Antarktyki. Jego stolicą jest Punta Arenas, która narodziła się w latach 40. XIX w. jako kolonia karna, a dziś należy do najpiękniejszych miast Chile. Długo było ono uważane za jedno z najbogatszych i najbardziej kosmopolitycznych miast Ameryki Południowej – tłumnie ściągali tu emigranci, m.in. z Niemiec, Rosji, Włoch i Chorwacji, a na ulicach częściej można było usłyszeć języki obce niż hiszpański. Szybki rozwój i bogactwo Punta Arenas zawdzięczało też swojemu położeniu. Aż do momentu otwarcia Kanału Panamskiego w 1920 r. było bowiem wśród głównych portów Ameryki Łacińskiej i zaliczało się do najruchliwszych na kuli ziemskiej.

Dziś nadal pobrzmiewają tu echa dawnego bogactwa i wspomnienia złotego wieku, którego śladami są majestatyczne pałace (np. pałac Sary Braun z końca XIX w.) i eleganckie, choć nieco podupadłe, lokale pamiętające jeszcze swoich zamożnych właścicieli. Sąsiadują z nimi proste lokalne bary, pełne żeglarzy i rekrutów marynarki, zajadających m.in. centolla, czyli jaskrawoczerwonego kraba królewskiego, który jest wielkim przysmakiem dalekiego południa, i popijających tanie pisco – jeden z ulubionych alkoholi Chilijczyków, przyrządzany ze sfermentowanych i poddanych destylacji winogron.

Innym stałym elementem klimatu miasta jest silny wiatr, o którego obecności świadczą przechylone drzewa i zawieszone w niektórych miejscach sznury, za które należy się złapać, gdy mocniej zawieje. To polarny wiatr znad Antarktydy, który czasami dudni, świszczy i uderza, wzbudzając niepokój. Jest zapowiedzią ekstremalnego klimatu, charakteryzującego bliższe i dalsze okolice Punta Arenas, czyli surowe i trudno dostępne tereny południowej Patagonii.

Jeśli dobrze się przypatrzymy mapie, zauważymy, że znaczna jej część przypomina tu puzzle, składające się z małych, porozdzielanych kanałami, niezamieszkanych wysepek. To po prostu czubki gór – fragmenty pasma Andów pogrążonego pod wodą. W lądowej ich części, około trzech godzin drogi na północ, znajdziemy zaś chilijski cud przyrody – Park Narodowy Torres del Paine, położony na krańcu andyjskiej kordyliery. Wydaje się on kosmiczną krainą – trochę z opowieści science fiction, trochę z baśni – majestatyczną i nietkniętą przez cywilizację. Park ma ponad 250 km szlaków, które czasem przechodzą przez łąki i rozległe pastwiska, a kiedy indziej przytulają się do górskich zboczy lub zagłębiają w soczyste lasy. Pełen ośnieżonych szczytów, turkusowych jezior i wodospadów, od 1978 r. figuruje na liście UNESCO jako rezerwat biosfery. Kilka lat temu został uznany ósmym cudem świata. 

 

NA KRAŃCU PAPRYCZKI 

 

Kolejnym punktem mojej podróży jest portowe Porvenir na Ziemi Ognistej – dość surowej i niegościnnej krainie wiatrów i fiordów. Do dziś w jej okolicy leżą liczne wraki statków, którym nie udało się opłynąć pobliskiego przylądka Horn – będącego wciąż postrachem marynarzy. W okolicy znajduje się wiele wysepek, do których mogą dotrzeć tylko najwytrwalsi, bo przecież poszarpana wiatrem i uderzana ostrymi falami Ziemia Ognista znajduje się w miejscu burzliwego spotkania Atlantyku z Pacyfikiem. 

Wkrótce potem ruszam już na sam koniec świata, czyli wyspę Navarino. Docieram do miasteczka Puerto Williams, które wraz z rybacką osadą Puerto Toro są najdalej wysuniętymi na południe miejscami zamieszkanymi na stałe przez człowieka. W Puerto Williams, liczącym zaledwie parę ulic i sklepów, kościół, szpital i trochę restauracji, spędzam kilka dni. Choć pogoda jest tu kapryśna, a życie nazbyt spokojne, to stwierdzam, że na tym odległym skrawku globu mogłabym jednak się zasiedzieć. Przyzwyczajam się do tutejszej codzienności, przeszytej mroźnym, rześkim powietrzem i wyznaczanej nawoływaniami rybaków wyruszających na połów.

Właśnie tu, po niemal miesiącu podróży, znajduję słynne finis terrae. Koniec ziemi, nieco senny, wietrzny i pełen mrocznego uroku. Odrębny mikroświat i zarazem miniatura całego Chile – dalekiej, długiej „papryczki”, której los zawsze był związany z surowym klimatem, burzliwym oceanem i zniewalająco piękną nieujarzmioną przyrodą.