Miesięcznik Poznaj Świat
Numer 2010-12-01

Artykuł opublikowany w numerze 12.2010 na stronie nr. 100.

Tekst: Tomasz Wilde,

Święte Nowego Świata


Wizja świata na wyżynach Andów odbiega od naszej, choć konkwistadorzy narzucili potomkom Inków swoją religię i zwyczaje. Do dziś nie potrafimy do końca wyznaczyć ulotnej granicy pomiędzy indiańskim światem żywych i tych, którzy odeszli. Wielką funkcję w obu tych światach pełnią mumie.

 

Siedziałem w rozleniwiającym cieniu drzew huarango rosnących nieopodal peruwiańskiej rzeki Nazca, na terenie niewielkiej hacjendy i starałem się wciągnąć w rozmowę jej gospodarza Don Jose. To miejscowa szara eminencja. „Od zawsze” szef robotników pracujących przy wykopaliskach archeologicznych. Człowiek mający zdumiewającą wiedzę o tym, co jest ukryte pod ziemią, i wpływy... te nieoficjalne, ale bardzo skuteczne.
Plotka szeptana to tu, to tam, mówiła, że on i jego ojciec, a także dziadek byli huaquero, czyli zawodowymi rabusiami grobów... Nikt oficjalnie nie potwierdziłby jednak tej pogłoski. Ot, plotka...

 

 

SĄ WŚRÓD NAS


Tak było kiedyś. Dziś Don Jose jest sprzymierzeńcem archeologów, z którymi czasami dzieli się wiedzą, używa też wpływów, by utrzymać rabusiów z dala od „swoich terenów”.
Zna lokalną tradycję, której korzenie być może sięgają czasów, zanim pojawili się tu Inkowie i podbili mieszkających tu Indian. Zastanawiało mnie zawsze, co myślał, kiedy archeolodzy odkrywali kolejne mumie. Widziałem za to, jak kucał wtedy obok i w skupieniu patrzył. Czasami, kiedy wszyscy już odeszli, zostawał, by potem, poruszając się tanecznym krokiem, z mumią w objęciach wrócić do obozu. Jego pomarszczona, spalona słońcem twarz była nieprzenikniona. Nigdy jednak nie dał się namówić na rozmowę o przodkach, pozostawionych przez nich tajemniczych konstrukcjach oraz ich grobach, choć znaliśmy się długo. Zbywał mnie żartem albo brakiem czasu: – Naukowcy więcej ode mnie wiedzą, co ja mogę powiedzieć? Dotąd nie wiem, czy nie wiedział, czy nie chciał mówić o tajemnicy, której być może był strażnikiem.
W Peru jeszcze po 500 latach jest widoczny podział na Indian i obcych – cudzoziemców. A ja oczywiście byłem gringo – obcy.
Trudno jest się temu dziwić. Hiszpanie, którzy przybyli do Peru na początku XVI w., zniszczyli państwo Inków, spychając Indian do roli podrzędnej siły roboczej. Bardzo szybko zadali cios w serce inkaskiej tradycji. Sprofanowali mumie władców, Synów Słońca, zabierając je z sanktuarium w Cuzco.
Mumie te pełniły szczególnie ważną funkcję w kulturze Inków. Uważano je za żyjących władców, którzy powinni się troszczyć o pozostawionych na ziemi poddanych. A ci z kolei, zgodnie z andyjską zasadą wzajemności, powinni służyć swym panom tak jak wtedy, kiedy żyli oni na ziemi.
Poszczególne mumie miały więc swoje „mieszkania”, kaplice, pola uprawne, stada zwierząt i służbę. Za pośrednictwem kapłanów mogły się kontaktować z ludźmi, dając im rady czy przywołując ich do porządku. W ważne święta mumie były ubierane w stroje ceremonialne i uroczyście obnoszone w procesjach. Brały udział w rytualnych ucztach i obrzędach religijnych.

 

DARY DLA BÓSTW

Bogato przystrojone figurki, ubrane w paradne stroje znaleziono w 1999 r. pod szczytem Llullaillaco w Argentynie. Razem z nimi odkryto ciała trzech dzieci złożone bogom w ofierze.

ŚWIĘTE MIEJSCE

To właśnie na stokach peruwiańskiej góry Ampato amerykański antropolog Johan Reinhardt oraz jego peruwiański partner wspinaczkowy Miguel Zarate znaleźli najsłynniejszą z andyjskich mumii – Juanitę.

Inca Garcilasso de la Vega

 

ZAŚWIATY ZA PROGIEM


Indianie zwali mumie mallaqui, co można tłumaczyć jako delikatną roślinę, która ma zostać zasadzona, lub też sadzonkę drzewka owocowego. Widać tu wyraźnie związek semantyczny z andyjską koncepcją duszy. „Lotna”, eteryczna część człowieka, zwana przez Indian upani lub z hiszpańska anima, uwalniała się, wynurzając z ciała, tak jak nasionko wypada z usychającej rośliny, i udawała się do miejsca pochodzenia – pacarina. Tam, na wiecznych polach, miała się odnowić, zagwarantować urodzaj swoim potomkom. Podczas obrzędów ku czci przodków dusza przybywała, by połączyć się z ciałem – mumią. Wtedy kapłani mogli usłyszeć polecenia wydawane przez zmarłych władców...
O indiańskiej koncepcji duszy pisał Inca Garcilasso de la Vega, XVI-wieczny peruwiański uczony. De la Vega miał ku temu odpowiednie kwalifikacje, był bowiem synem hiszpańskiego szlachcica z Extremadury Sebastiana Garcii Lasso de la Vegi oraz inkaskiej księżniczki Chimpu Ocllo Nusty. W największym swoim dziele Części pierwszej uwag prawdziwych o Inkach podjął wielki trud wyjaśnienia Hiszpanom, a i pewnie sobie samemu, czym była cywilizacja środkowoandyjska przed konkwistą...
Domyślali się nieśmiertelności duszy i powszechnego zmartwychwstania. Inkowie sądzili, że człowiek składa się z duszy i ciała. Dusza jest duchem nieśmiertelnym, a ciało zrobione jest z ziemi; ponieważ widzieli, że się w nią obraca, dlatego właśnie nazwali ją Allpa camasca, co znaczy ziemia ożywiona (...) wierzyli, że po życiu doczesnym następuje drugie z karą dla złych i odpoczynkiem dla dobrych – pisał de la Vega. W podejściu do życia w zaświatach między Indianami a europejskimi przybyszami istniały jednak pewne różnice, co także skrupulatnie odnotował: Inkowie wierzyli powszechnie w powrót do życia na ziemi, w takiej samej formie, jaką opuścili (...) stąd bardzo się troszczyli, żeby składać [razem – przyp. red.] obcięte włosy i paznokcie (...). Wszyscy zapytani, dlaczego tak robią, odpowiadają (...) Zmarli mają wstać z grobów ze wszystkim, co do ich ciała należało; aby zaś nie tracili czasu na szukanie swoich włosów i paznokci, ponieważ w owym dniu wielki będzie zgiełk i pośpiech, składamy je razem, aby móc szybciej wstać, a nawet gdyby to było możliwe, powinniśmy spluwać zawsze w to samo miejsce.
Inny XVI-wieczny kronikarz Francisco Lopez de Gomara tak pisał o tej koncepcji odrodzenia ciała: Kiedy Hiszpanie otwierali owe groby i rozwłóczyli kości, Indianie ich prosili, by im tego nie robili, aby byli cali podczas zmartwychwstania...
Oczywiście zupełnie inną funkcję pełniły mumie zmarłych królów czy dostojników i zwykłych ludzi, którym za sprawą mumifikacji po prostu zapewniano możliwość ponownego życia tu, na ziemi. Jeszcze inną funkcję spełniały (a może i pełnią, kto to wie?) znajdywane wysoko w górach mumie dzieci, które zostały ofiarowane bogom.
Inkowie wierzyli bowiem, że góry są huacas – świętymi miejscami, które dostarczają energii życiowej. Niektóre z nich były ubóstwione. U ich stóp powstawały wtedy sanktuaria. Znakomitym przykładem jest tu wielkie centrum ceremonialne odkryte przez Polaków pod kierunkiem prof. Mariusza Ziółkowskiego na zboczach Coropuny. Miała tu siedzibę najważniejsza w Państwie Czterech Stron Świata Tawantinsuyu wyrocznia.
Ofiary składane bogom w górach nie były poddawane żadnym zabiegom mumifikacyjnym. Inkowie nie stosowali zabiegów usuwania narządów wewnętrznych czy balsamowania, ciało po prostu zostawiano na suchym i mroźnym andyjskim powietrzu, co zapewniało świetną konserwację.
 Pierwszą taką mumię znaleziono w 1954 r. Był to chłopiec siedzący z rękami zaplecionymi wokół kolan na szczycie El Plomo w Chile. W 1985 r. na stokach Aconcagui znaleziono ciało kolejnego dziecka owiniętego ciasno materiałami, co być może przyspieszyło jego śmierć z niedotlenienia.

 

 

DZIECI BOGÓW


Dziesięć lat później w 1995 r. na stokach innej góry – Ampato – Johan Reinhardt odnalazł mumię dziewczynki w wieku 12-14 lat znanej jako Juanita. Dzięki badaniom radiowęglowym ustalono, że jej śmierć nastąpiła ok. 1466 r., czyli w okresie panowania najpotężniejszego Inki – Pachacuti Tupaca Yupanqui. Wszystko wskazuje na to, że po wejściu na szczyt odurzona chichą (rodzajem piwa), ubrana w rytualną tunikę z alpaki dziewczyna została posadzona na specjalnej platformie, a potem uśmiercona uderzeniem macana (pałki). Po śmierci złożono ją wraz z pośmiertnym wyposażeniem w kopcu. Na podróż w zaświaty dano jej przedmioty ze złota, srebra i z muszli ślimaka spondylus, ceramikę, materiały i oraz kości lamy. Co ciekawe, podczas kolejnej ekspedycji w to samo miejsce Reinhardt odnalazł jeszcze dwie mumie: chłopca i dziewczynkę. Jednak najlepiej zachowaną mumię, znaną jako Doncella, wraz z dwojgiem innych dzieci znaleziono na wulkanie Llullaillaco. 15-letnia dziewczyna wygląda, jakby zasnęła z rękami na brzuchu. Umarła na skutek wychłodzenia organizmu.
Interesujące, że wszystkie te ofiary pochodziły zapewne z inkaskich elit. Jako podarunek dla bogów, a może posłańcy, musiały być godne sprawowania swej misji. Nie dość, że pochodziły z odpowiednich rodzin, to i pod względem fizycznym musiały być ponadprzeciętne. Wybór dziecka był wielkim zaszczytem dla rodziny i miejscowości, z której pochodziło. Takie postępowanie jako przejaw barbarzyństwa wzbudza u nas odruchowy protest, jednak trzeba pamiętać, że ofiary z dzieci składano rzadko, często w dramatycznych sytuacjach. Obowiązywała znana i dziś w Andach zasada wzajemności. Jeśli chce się coś dostać, samemu trzeba dać coś w zamian. Jeśli prosi się o coś naprawdę ważnego, konieczne jest ofiarowanie czegoś cennego w zamian. Nawet życie ukochanej córki... To podstawowa zasada. Również w relacjach z bogami.
Przekonałem się o tym w 1989 r., kiedy w La Paz kręciłem film dokumentalny o górnikach, którzy po dziesięciu dniach głodówki dobrowolnie ukrzyżowali się na terenie kampusu Uniwersytetu św. Marka. Umierali powoli. Ich rodziny towarzyszyły im do ostatnich chwil w wielkim skupieniu, powadze. Długi czas nie mogłem zrozumieć sensu tego, co zobaczyłem. Teraz wiem, że byłem świadkiem składania ofiary najwyższej z możliwych. Zbiorowej ofiary z życia, aby błagać o odwrócenie nieszczęścia, jakie spotkało górników. Nikt nie miał wątpliwości, że taka ofiara jest konieczna, skoro ginie pueblo, naród...
Niestety, do naszych czasów nie zachowały się sanktuaria, w których przechowywano mumie inkaskich władców. Szczęśliwie możemy posłużyć się opisem wiarygodnego naocznego świadka.
De la Vega tak pisał: W pomieszczeniu znalazłem pięć ciał (mumii) Inków, pięciu mężczyzn i dwie kobiety (...) Ciała ich były całe, nawet włos z głowy im nie ubył, ani brew, ani rzęsa. Ubrane były w szaty, w których chodzili za życia. Siedzieli tak, jak zwykli byli siadać Indianie: ręce skrzyżowane na piersi, prawa na lewej, oczy spuszczone, jak gdyby patrzyli w ziemię. Dalsza relacja wspominała m.in. o szacunku, jakim cieszyły się te mumie wśród Indian.
Ciała ważyły tak niewiele, że byle Indianin niósł je na ręku z domu do domu rycerzom, którzy życzyli je sobie obejrzeć. Nosili je okryte białymi płachtami. Na ulicach i placach Indianie klękali, oddając cześć wśród łez i jęków, a wielu Hiszpanów im czapkowało – bo to były przecież ciała królów – za co Indianie byli im bardzo wdzięczni.

 

KRONIKARZ CZASÓW KONKWISTY

Inca Garcilasso de la Vega urodził się w 1536 roku w Cuzco. Był synem szlachcica z Extremadury i inkaskiej księżniczki. Gdy miał 21 lat, wyjechał do Hiszpanii. Studiował zarówno literaturę, jak i historię starożytną. Po powrocie do Peru wiele podróżował, zbierał informacje. Pod koniec życia powrócił do Hiszpanii, osiedlił się w Cordobie. Pisząc swoje kroniki, starał się wbrew oficjalnemu nurtowi deprecjonującemu czasy przed podbojem pokazywać je we właściwym świetle. Panowanie Inków było dobrodziejstwem dla poddanych. Wprowadzało porządek, likwidowało głód, znosiło ofiary z ludzi. Każdy miał zapewnione schronienie, jedzenie, odzież, a nawet spokojną starość. Brzmi to, jak utopia i takie zarzuty pojawiały się przez stulecia, aż do końca XX w., kiedy liczne prowadzone badania archeologiczne, etnologiczne, językowe i inne zaczęły potwierdzać to, o czym pisał Garcilasso.

 

PROCESJA MUMII

Podczas listopadowego święta zmarłego wynoszono z grobu i składano mu ofiary. Za sprawą kapłanów zmarły przemawiał do żywych.

KRAINA ZMARŁYCH

Najwięcej mumii zachowało się w południowym Peru. Ich pochówkom towarzyszą często bogate dary: ceramika, pióra, tkaniny oraz złote i srebrne przedmioty. Wiele z tych grobów zostało obrabowanych już w XVI w.

UPADEK OBYCZAJÓW


W dawnych czasach mumiom oddawano nabożną cześć – dziś rabowanie ich grobów to intratne zajęcie. Zaczęło nim być już w XVI w. Tuż po podboju państwa Inków Hiszpanie otrzymywali od króla licencje na rabowanie grobów. Ich łupem padały bajeczne bogactwa złożone w ziemi. Bezcenne zabytki sztuki. Rabusie zainteresowani byli tylko złotem, srebrem i drogimi kamieniami. Ograbione mumie porzucano na powierzchni nekropolii. Dziś w niektórych rejonach Peru bieleją tysiące kości, czaszki straszą pustymi oczodołami, strzępy przepięknych całunów gna po pustyni wiatr.
Obecnie rabunek wciąż trwa, ale cenna jest cała mumia wraz z wyposażeniem. Rozwinął się nielegalny handel zabytkami. Smutna statystyka mówi, że 98% kolekcji przedmiotów kultur prekolumbijskich pochodzi z zakupów od rabusiów.
Sławne znalezisko z Sipan – odkrycie w 1987 r. niesplądrowanego grobu władcy kultury Moche stało się wydarzeniem na skalę światową. Co ciekawe, grobowiec także został odkryty przez rabusiów. Podnieceni bogactwem znalezisk pochwalili się nim w miejscowym barze. Szczęśliwie wiadomość o ich skarbie dotarła do odpowiednich służb. Szybko pojawiło się wojsko, które zabezpieczyło teren wykopalisk. Jednak żołnierze musieli staczać regularne bitwy z grupami uzbrojonych rabusiów, którzy nocami usiłowali przejąć odkopane zabytki.
Ze względu na historyczną i materialną wartość znalezisk, a także problemy czysto techniczne i koszty tych prac postanowiono poddać je konserwacji na terenie Niemiec. Konwój wiozący skarby ochraniany był przez regularną armię zarówno z lądu, jak i powietrza. Pomimo to przedsięwzięto kolejne próby odbicia znalezisk, które szczęśliwie bezpiecznie odleciały opancerzonym samolotem do Europy. Dziś wystawiona w muzeum w Limie mumia władcy z Sipan wraz z orszakiem stanowi jedną z największych atrakcji turystycznych Peru.
Na terenie tego kraju ciągle dokonuje się nowych odkryć. Niektóre z nich budzą podziw swoją skalą. Na przykład w 2002 r. na przedmieściach Limy znaleziono ogromne cmentarzysko. Nieprzypadkowo właśnie w tym miejscu, niedaleko sławnej świątyni wyroczni Rimac. Pogrzebano tam ponad 10 tys. mumii. Są to pochówki osób pochodzących ze wszystkich grup społecznych. Niektóre mumie mają ozdoby z piór, co świadczy o ich wysokim urodzeniu. Część pochówków składa się z osoby dorosłej oraz dwojga dzieci. Co było powodem ich wspólnego pogrzebania – trudno powiedzieć. Cmentarzysko funkcjonowało w latach 1480-1535, co wiemy dzięki datom radiowęglowym. Później Hiszpanie zabronili mumifikacji.
Ile jest takich nieodkrytych cmentarzysk w całym Peru? Tego nikt nie wie. Może Don Jose i jemu podobni strażnicy tajemnic przeszłości mogliby coś na ten temat powiedzieć, ale milczą.
Powróćmy jednak do tego dnia, gdy siedzieliśmy w cieniu drzew huarango w samym sercu pustyni Nazca. Zbliżała się szósta i jak zawsze o tej porze zaczynało się ściemniać. Na stole pojawiła się ciśnieniowa lampa naftowa oraz kolacja. Nagle, ku zaskoczeniu Don Jose i jego zacnej żony, wyjąłem z torby dzieło O Inkach uwagi prawdziwe i zacząłem czytać jego fragmenty, opowiadać o Garcilasso de la Vedze – człowieku, który w najpełniejszy sposób opisał spotkanie dwóch kultur ­­– inkaskiej oraz europejskiej. Była to niezwykła opowieść o życiu i śmierci, o pracy i rozrywkach, a także o fascynującej historii dawnych Inków. Opowieści tak barwnej i ukazującej tak doskonale funkcjonujące państwo, że przez dziesiątki lat uważano ją za niemal bajkową. Dopiero liczne badania archeologiczne, historyczne i inne udowodniły, że Inka Garcilasso de la Vega mówił prawdę. Moi gospodarze słuchali jak zaczarowani opowieści sprzed wieków snutej przez ich przodka, choć ustami obcego.