Miesięcznik Poznaj Świat
Numer 2012-08-01

Artykuł opublikowany w numerze 08.2012 na stronie nr. 84.

Tekst i zdjęcia: Maria Giedz, Zdjęcia: Julia Michalczewska,

Od fiesty do fiesty


Paradują wszyscy: zespoły taneczne reprezentujące różne regiony, żołnierze ze wszystkich formacji, organizacje społeczne i polityczne, studenci i pracownicy instytucji. Idzie się defiladowym albo tanecznym krokiem, zawsze w rytm własnej orkiestry. Peruwiańczycy kochają paradować i robią to dobrze. A czynią tak na cześć Matki Boskiej.

Dostępny PDF
W wersji PDF artykuł jest wyświetlany dokładnie tak jak został wydrukowany. Czytaj w PDF

Wszyscy kochają tu zabawę, taniec i śpiew. Świętowanie, na które oczekują cały rok, ma zawsze swoje źródło i uzasadnienie w kulcie Matki Boskiej. Nie chodzi tu jednak o tę z Lourdes, Fatimy czy Guadalupy, lecz o czczoną szczególnie „tutejszą” Najświętszą Panienkę. Z lokalnym kultem wiąże się zarówno głęboka wiara w jej miłość, jak i w moc sprawczą. Matki Boskie peruwiańskie „odpowiadają” bowiem w każdej najmniejszej mieścinie za wybrane sfery pomyślności tamtejszego ludu, o czym liczne fiesty mają im przypominać…

 

PATRZEĆ CZY POZOWAĆ?

Najlepiej zasnąć.

NAJŚWIĘTSZA PANIENKA Z NASZEJ WSI

Na uroczystości do Arequipy mieszkańcy pobliskiej miejscowości przywieźli figurkę swojej Matki Boskiej.

 

MADONNA DESANTUJE Z CIĘŻARÓWKI

 

Przed jednym z barokowych kościołów Arequipy zatrzymuje się nieduża ciężarówka. Mężczyźni otwierają tylne drzwi. Widać drewniany stół, a na nim grubą poduszkę ze stojącą na niej figurą Madonny, ubraną w białą pękatą suknię i okrytą żółtym płaszczem. Spod welonu wystaje malutka główka z wielką, złoconą koroną i jeszcze większym promienistym nimbem. Kiedy mężczyźni ustawiają stół z Madonną na przykościelnym trotuarze, nagle jakby z podziemi wyłaniają się barwni tancerze. W rytm muzyki płyną wśród gromadzącego się tłumu. Zaczynają się uroczystości na cześć Matki Boskiej. Nie wiem już której, bo akurat tego dnia nie znalazłam w kalendarzu żadnego maryjnego święta.
Innym razem, w Cuzco, gdy wychodziłam z XVI-wiecznej katedry, wzniesionej w samym centrum dawnej inkaskiej stolicy, usłyszałam muzykę wygrywaną na trąbkach. Boczną uliczką, wzdłuż kościelnych murów, schodził korowód uczniów w szkolnych mundurkach. Starsi chłopcy nieśli feretron z Madonną przywdzianą w barwne szaty. Za nimi podążała szkolna orkiestra dęta. Tego dnia nie było ani kościelnego, ani państwowego święta, ale młodzi ćwiczyli paradowanie…
Peruwiańczycy, zwłaszcza ci z południa, są mocno religijni. Statystyki podają, że przynajmniej osiemdziesiąt procent ludności stanowią katolicy. W tutejszej religijności sporo jest naleciałości hiszpańskich. Ciekawszy jest katolicyzm rdzennej ludności, przesycony wciąż zwyczajami, które pamiętają jeszcze czasy przedkolonialne. Nie spodziewałam się, że wybierając się na trekingi wokół Ausangate (6384 m n.p.m.) – świętej góry Inków w rejonie Cuzco – czy na Coropunę (6425 m n.p.m.) – kolejną świętą górę, tym razem w rejonie Arequipy – będę uczestniczyć w tak radosnych, licznych obrzędach.

 

 

DWIE PATRONKI Z JEDNEJ WSI

 

Z Arequipy do Ispacas jedzie się siedem, czasem dziewięć godzin. Ostatni odcinek to jazda z duszą na ramieniu. Gruntowa droga, wcinająca się w wulkaniczny i osuwający się stok, jest tak kręta, że autobus posuwa się najpierw kilka metrów do przodu, a następnie metr do tyłu, i znowu kilka do przodu… Horror. W dół lepiej nie patrzeć. Prawie pionowe zbocza mają dwa, trzy tysiące metrów. Ispacas jest sporą wsią usytuowaną w rozległej dolinie, położonej wysoko w górach, gdzieś między Coropuną a Pacyfikiem. Turyści tam nie docierają, bo nie ma zabytków. To typowa peruwiańska wieś, w której pod koniec lipca rozpoczyna się lokalna fiesta trwająca około tygodnia, a czasem i dłużej.
W różnych peruwiańskich miejscowościach rządzą różne Matki Boskie. Jedna jest Gromniczna, inna Różańcowa, jest też Niepokalana, Kolumnowa (czy raczej „od Kolumny”) albo Bolesna… Czasem jednak we wsi zdarzają się dwie, jak tu, w Ispacas, gdzie jest i Śnieżna, i Zielna! Wypadałoby więc organizować dwie fiesty w roku, ale ponieważ wieś jest uboga, a okres między ich świętami nieduży – robi się jedną fiestę „zbiorczą”, ale za to huczną. Do Ispacas zjeżdżają wówczas kuzyni, rodziny bliższe i dalsze, osoby, które tu kiedyś mieszkały, albo się urodziły, a także handlarze, którzy z tego żyją. No i przybywa postać najważniejsza – ksiądz. Ożywa, barwnie przystrojony, niewielki kamienny kościół usytuowany przy centralnym Plaza de Armas – to akurat świątynia pod wezwaniem Matki Boskiej Śnieżnej.
W Ispacas ksiądz pojawia się tylko raz do roku, przyjeżdża na fiestę i przez 7-9 dni załatwia wszystkie zaległe czynności duszpasterskie. Poza odprawianiem mszy, nauczaniem i spowiadaniem, chrzci i udziela ślubów. Błogosławi też poszczególne rodziny. Jedynie pogrzeby go omijają, bo miejscowi sami sobie z tym radzą.

 

FIESTA W KOLORZE OCHRY

Monochromatyczne Cuzco całe jest w kolorze swojej świątyni.

ŁAWĄ DO OŁTARZA

Pary młode i weselnicy zmierzają na ślub.

ŚLUB W ISPACAS

Pan młody trzyma w ręku symbolizującą płodność kukiełkę z kwiatów owiniętych barwną tkaniną.

 

ZLOT GWIAŹDZISTY WESELNIKÓW

 

Podczas fiesty każdego dnia odprawiane są dwie msze święte – przed południem i wieczorem. Na każdej z nich udziela się ślubu dwóm lub trzem parom. Kapłan pełni rolę świadka. Nie ma tu zwyczaju obwiązywania stułą dłoni nowożeńców. Robi się to biżuterią, co ma symbolizować bogactwo i dostatnie życie, bo tego głównie życzy się młodej parze. Nie ma też pocałunku, bo nie wypada – to czynność intymna. Jest za to zwyczaj trzymania przez pana młodego „kukiełki”. To przyczepiony do kija bukiet polnych kwiatów, owinięty barwnymi tkaninami. Ma symbolizować płodność małżonków, czego również im się życzy.
Na rynku panuje spokój, w kościele cisza i nic się nie dzieje. Nagle z oddali dobiega odgłos marszowej muzyki. Ulicą, między skromnymi domami, maszeruje duża grupa osób, jak na miejscowe warunki elegancko ubrana. Panie w regionalnych strojach, czyli w czerwonych, pasiastych spódnicach i w trochę męskich kapeluszach. Niemal wszyscy trzymają gromnice, które zapalają tuż przed wejściem do świątyni. Za nimi podąża orkiestra dęta z bębniarzem na czele. Wchodzą. Panie zdejmują kapelusze, bo w kościele nie można być w nakryciu głowy. Usadawiają się w jednej jego części. Kiedy grzecznie usiedli, dobiegła muzyka z innej strony wsi. To kolejna grupa wiernych schodzi z gór. Wśród nich – kobieta w bieli, czyli panna młoda. Jak ich poprzednicy, dochodzą do kościoła, zapalają świece, usadawiają się w ławkach i czekają. Ich orkiestra również milknie. I wtedy rozbrzmiewa trzecie granie, za którym pojawia się ostatnia grupa… Tak schodziły się ekipy peruwiańskich weselników na ślub kościelny trzech młodych par w trakcie odbywającej się fiesty. Kiedy już wszyscy przybyli – trzy orkiestry połączyły się w jedną i rozpoczęła się msza święta.
Po uroczystościach w kościele wierni wyprowadzają Madonnę i, wraz z księdzem oraz wszystkimi orkiestrami, udają się w długą procesję. Przecież Matka Boska musi obejrzeć swoje włości. Zaraz po wyjściu z kościoła drogę zastępują kobiety trzymające gałęzie przybrane papierkami i brzęczącymi dzwoneczkami. W ten sposób od nowożeńców odpędza się złe duchy. Procesja kilkakrotnie zatrzymuje się przy specjalnie zbudowanych, najczęściej przez rodzinę mieszkającą obok, ołtarzykach. Rodzina prosi w ten sposób o błogosławieństwo. Przypomina to nasze Boże Ciało. Wierni kroczą w rytm muzyki marszowej, wygrywanej przez połączone siły wszystkich orkiestr. Ksiądz idzie i błogosławi.

 

MŁODZIEŻOWA ORKIESTRA DĘTA

Procesję w Ispacas zamyka młoda kapela w strojach tylko odrobinę nawiązujących do tradycji.

BIAŁY TANIEC

Tańce w Pampacolce trwają do białego rana.

POD COROPUNĄ

Lamy pasą się wśród puya raimondii – rzadkiej rośliny występującej w Andach.

 

MATKA BOSKA I MATKA ZIEMIA

 

Tańce podczas fiesty urządzane są na placu przed kościołem. Tańczy się parami lub wężykiem. Czasem są pokazy specjalnie sprowadzonych zespołów tanecznych, jak to miało miejsce w Pampacolce. Stamtąd wyruszałam w rejon Coropuny i do Maucallacte – ważnego centrum władzy z czasów przedinkaskich i inkaskich, odkrytego zresztą przez polskich archeologów. Notabene, w Pampacolce, podczas jednej z mszy odprawianych w czasie fiesty, doszło do niezwykłego zdarzenia, chyba nie tylko dla mnie. Było podniesienie, w kościele panowała cisza, wierni klęczeli. Kapłan odłożył hostię i kiedy wznosił kielich, stojąca z tyłu orkiestra zaczęła wygrywać „Barkę”. Ksiądz zastygł. Odczekał dwie zwrotki z uniesionymi do góry rękoma, postawił kielich i jakby nigdy nic kontynuował mszę.
Fieście towarzyszą również uroczystości świeckie, w których jednak zawsze biorą udział Matka Boska oraz ksiądz. W wielu wioskach jedną z imprez towarzyszących jest na przykład giełda krów, pięknie wyczyszczonych i wystrojonych na tę okazję. Krowy występują z kokardkami na rogach, dzwoneczkami u szyi i obowiązkową wizytówką w stylu „Nazywam się Krasula i ważę…”.
W Pampacolce pierwszego dnia fiesty, podczas procesji z Madonną, prowadzi się osły objuczone llaretą, czyli bardzo twardym mchem rosnącym wysoko w górach, zarazem znakomitym materiałem opałowym. Wieczorem, kiedy kończą się uroczystości kościelne, na głównym placu rozpalane są ogniska. Każda rodzina rozpala swoje. Obok stawia się bańkę z chichą, odpowiednikiem piwa wyrabianego z kukurydzy, i dyskutując oraz częstując sąsiadów i znajomych, spędza się noc na takim, lekko zakrapianym czuwaniu. Niestety, częstującemu nie wolno odmawiać, a picie tutaj może się dla Europejczyka różnie skończyć.
Ważnym zwyczajem jest dzielenie się alkoholem z Matką Ziemią. Po otrzymaniu kieliszka z chichą albo winem należy trochę napoju ulać na ziemię, a dopiero potem wypić. W ten sposób odpędzane są złe duchy – po prostu upija się je lub usypia – ale też składa ofiarę Matce Ziemi.
W Ispacas jeden z wieczorów wielodniowej fiesty przeznacza się na przystrajanie kobiet kwiatami. Trudno jednak dowiedzieć się, skąd pochodzi ten zwyczaj. W innych miejscowościach jest on zresztą nieznany. Być może wiąże się z przynoszonymi Matce Boskiej płodami rolnymi, często symbolizowanymi tu przez kwiaty. Juliana, która urodziła się w Ispacas, ale po skończeniu studiów zamieszkała w Arequipie, niechętnie wyjaśniała mi znaczenie tutejszych zwyczajów. Twierdziła, że i tak nic z tego nie zrozumiem, bo jestem z Europy i to nie moja kultura. I chyba miała trochę racji.